To był najpiękniejszy polski obrazek mistrzostw. Przemysław Tytoń wchodzi do bramki, klęka, modli się, a następnie broni rzut karny wykonywany przez Greka. Potem cały naród w sondach głosuje, aby to właśnie on, a nie Wojciech Szczęsny bronił w decydującym meczu z Czechami. Tytoń znów nie zawodzi i choć odpadamy, to jednak śmiało może powiedzieć, że to było jego EURO. W PSV Eindhoven zacierają ręce, bo o Polaka już pytają wielkie kluby i niewykluczone, że niedługo polski bramkarz znów będzie bohaterem spektakularnego transferu.
A skoro o transferach mowa, to wielkim wygranym EURO jest też Eugen Polanski. Na początku sezonu nie miał miejsca w podstawowym składzie Mainz, a teraz ma szansę na przejście do Lazio Rzym, gdzie zostałby partnerem Miroslava Klose.
Duży plus za EURO należy się też Damienowi Perquisowi. Bolał go łokieć, rywale zrobili mu dziurę w nodze, ale walczył w każdym meczu za dwóch. Z naszych informacji wynika, że może trafić do Bundesligi.
Na drugim biegunie nasz drugi Francuz, Ludovic Obraniak. Miał być liderem drużyny, ale poza meczem z Rosją zawiódł. Podobnie jak Łukasz Piszczek, chyba największy polski przegrany, wraz ze Szczęsnym, tego EURO. Po tym turnieju Borussia Dortmund może być raczej spokojna, że ci wielcy, którzy interesowali się Piszczkiem (Inter, Real), dadzą sobie spokój.