Do rywalizacji olimpijskiej dopuszcza się ludzi, których można podziwiać za hart ducha i chęć przeżycia przygody, ale czy naprawdę w igrzyskach musimy oglądać człapiących po trasach biegaczy, pojawiających się na mecie kilkadziesiąt minut za czołówką albo zjeżdżającą ze stoku w rekreacyjnym tempie alpejkę, choćby w cywilu była najlepszą skrzypaczką świata? Inna sprawa, ze jest wśród nich wielu oryginałów i jedynie z tego powodu warto się nimi w ogóle zajmować. Oto poczet olimpijskich dziwaków z Soczi.
Bruno Banani (Tonga, saneczkarstwo)
Tak, nie mylicie się, to nazwa niemieckiej firmy produkującej bieliznę, ale czy tylko? Otóż sportowiec rodem z Tonga nazwiskiem Fuahea Semi był tak zdeterminowany, że pozwolił sponsorowi... zmienić swoje nazwisko na Bruno Banani, byle tylko wystąpić w igrzyskach w saneczkowej jedynce. - To w złym smaku – nie ukrywał w 2012 r. obecny szef MKOl. Thomas Bach. Tylko patrzeć jak na starcie pojawią się Tommy Hilfiger, Louis Vuitton albo Irena Eris.
Miejsce w igrzyskach: 32. (na 39 startujących)
Dachhiri Sherpa (Nepal, biegi narciarskie)
- Miejsce nie jest istotne, ważne, by ludziom w Nepalu pokazać ducha olimpijskiego – przekonuje 45-letni narciarz klasyczny, który mógłby być ojcem wielu startujących w Soczi. I realizuje swoje założenie skutecznie. W Turynie w 2006 roku był 94., w Vancouver 92., a w Soczi poszło mu zdecydowanie lepiej, bo znalazł się w dziewiątej dziesiątce. Narty biegowe założył po raz pierwszy w wieku 33 lat. -To będą moje ostatnie igrzyska – zapowiedział już.
Miejsce w igrzyskach: 86. w biegu na 15 km (przedostatnie)
Książę Hubertus von Hohenlohe (Meksyk, narciarstwo alpejskie)
55-letni spadkobierca książęcej rodziny z Wirtembergii jest miłośnikiem nart alpejskich i wystąpił już w igrzyskach w Sarajewie w 1984 roku. Startował też w mistrzostwach świata, lądując zwykle w okolicach szóstej dziesiątki. W Soczi zademonstruje strój narciarski inspirowany meksykańskim ludowym stylem mariachi. Kiedy nie szusuje po stokach, jest fotografikiem i muzykiem. Drugi najstarszy olimpijczyk zimowy w historii.
Miejsce w igrzyskach: jeszcze nie startował
Winston Watts (Jamajka, bobsleje)
Reprezentacja bobslejowa tego kraju zrobiła furorę na igrzyskach w Calgary w 1988 r. i od tego czasu regularnie pojawiała się w rywalizacji olimpijskiej. Dla członka dwójki bobslejowej Wattsa, poprzednio występującego pod nazwiskiem Watt, to już czwarte igrzyska. Ma 47 lat, ale jak sam mówi jest „duży, czarny, przystojny i potężny jak running back”. Pokonał razem z przyjaciółmi olbrzymie bariery finansowe i w ostatniej chwili dzięki internetowej zbiórce pieniędzy mógł przyjechać do Soczi.
Miejsce w igrzyskach: 29. (ostatnie)
Shiva Keshavan (Indie, saneczkarstwo)
W Soczi nie startował pod flagą swojego kraju, który został wykluczony z oficjalnej rywalizacji po aferze korupcyjnej. To nie przeszkadzało Keshavanowi. Przygotowywał się do startu olimpijskiego w saneczkowej jedynce, śmigając po górskich drogach obok przechadzającego się tam bydła, czy manewrując między kołami ciężarówek. Debiutował już w Nagano w 1998 r., a najlepszym jego wynikiem było 25. miejsce w Turynie w 2006 r. - Moim celem jest medal, ale tym razem chyba się nie uda – zapowiedział uczciwie.
Miejsce w igrzyskach: 37. (na 39 startujących)