"Super Express": - Ależ dostarczyła nam pani emocji Najpierw były wygrane we wspaniałym stylu eliminacje, potem w finale długo pani prowadziła, żeby najpierw spaść na trzecie miejsce, a potem cudownym strzałem w ostatniej serii awansować na drugie.
Sylwia Bogacka: - Ja żadnego dramatu nie czułam. Po prostu robiłam swoje i nawet nie wiedziałam w finale, na którym jestem miejscu. Właściwie to dopiero po ostatnim strzale odwróciłam się do trenera i zobaczyłam, że wystawia dwa palce. "Oho, fajnie, jestem druga", pomyślałam.
- Co się stało w ósmej serii, że strzał pani nie wyszedł i spadła pani na trzecią pozycję?
- No, przydarzyło się małe potknięcie, drgnięcie jakiegoś mięśnia wystarczyło, żeby strzał mi trochę nie wyszedł.
- Jest wielka radość ze srebra czy też drobny niedosyt, bo złoto było tak blisko?
- Ale ja marzyłam o srebrze (śmiech). Na ostatnich dużych imprezach ciągle byłam czwarta i myślałam, że już nie chcę tych czwartych miejsc, że może teraz będę na podium. W Internecie oglądałam medale i pomyślałam sobie: "Ale one śliczne! A ten srebrny jaki fajny!" (śmiech).
- Pani trener Andrzej Kijowski mówi, że ten medal nie jest żadnym zaskoczeniem, bo ostatnio była pani w znakomitej formie.
- Rzeczywiście, przed igrzyskami miałam bardzo wysokie wyniki na treningach i czułam, że nie są one przypadkowe. Choć już tutaj, w Londynie, w czasie treningów obawiałam się jednej rzeczy, bo nie mogłam sobie z nią dać rady.
- Z jaką rzeczą?
- Z moją prawą nogą. Nie chciała ze mną współpracować. Mam specyficzną postawę przy strzelaniu, prawa noga jest zgięta, stoję na niej i kontrolują nią dużo elementów. Ale miałam wrażenie, że ta prawa noga została w Polsce, nie dojechała do Londynu. Na szczęście w ostatniej chwili dotarła (śmiech).
- Dlaczego wybrała pani właśnie strzelectwo?
- Zaczęło się od taty, który miał pozwolenie na broń i jeździł na strzelnicę. Raz się uparłam, że chcę z nim pojechać. Miałam wtedy 14-15 lat. I tak się zaczęło.
- Porównuje się panią do Renaty Mauer, która 16 lat temu w Atlancie już w pierwszym dniu igrzysk zdobyła złoto.
- Jeszcze długo przed igrzyskami w Atlancie zobaczyłam ją na strzelnicy we Wrocławiu i tak sobie pomyślałam, że ona też taka maleńka jak ja (Bogacka ma 162 cm wzrostu - red.) i skoro ona tak świetnie strzela, to czemu nie ja?
- Jest już srebro, a przecież pani koronną konkurencją jest strzelanie z trzech postaw. 4 sierpnia będzie kolejny medal. Złoty?
- To konkurencja trudniejsza niż ta, w której zdobyłam medal. Ale ja lubię wyzwania.
- Jaki jest trening strzelecki?
- Trzeba się nauczyć mnóstwa elementów, nauczyć mięśnie odpowiedniego zachowywania się w czasie strzału. Każda część ciała musi zachowywać się dokładnie tak, jak powinna. To są miliony, miliardy powtórzeń odpowiednich złożeń do strzału i postawy. Ważna jest też idealna masa ciała dostosowana do postawy strzelca.
- Dieta też ma znaczenie?
- Trudno po golonce dobrze strzelać. A szkoda, bo ją bardzo lubię (śmiech).
- Podobno lubi pani sporty dające zastrzyk adrenaliny.
- Uwielbiam kitesurfing, a także inne ekstremalne sporty, jak rajdy samochodowe czy jeździectwo. Kocham też konie.