Rok temu była mistrzynią Europy w podnoszeniu ciężarów wagi ciężkiej. W tym roku, w znacznie silniejszej konkurencji zajęła w Tbilisi 7. miejsce z wynikiem w dwuboju 226 kg (zaliczyła tylko po jednym podejściu: 101 kg w rwaniu i 125 kg w podrzucie).
Ale bardziej niż z rywalkami walczyła z bólem. Długo nie wyjawiała, co było przyczyną. Dzień po operacji, którą przeprowadził dr Marek Krochmalski w Łodzi, porozmawiała z „Super Expressem”.
- Bóle lewego stawu łokciowego zaczęły się na początku roku. Z czasem stały się niesamowicie silne, bo w lewym łokciu miałam odłupane kości - wyjawiła eks-mistrzyni Europy. - Lekarze grozili mi, że z czasem staw mi wypadnie. Cały czas jechałam na środkach przeciwbólowych. W Tbilisi ból niwelowały właśnie one i adrenalina. Ludzie ze środowiska nie wierzą, jak mogłam wyrwać 101 kg z pękniętymi kośćmi. Ale powiedziano mi, że Justyna Kowalczyk z pękniętą kością stopy wywalczyła olimpijskie złoto. Mam wzór do naśladowania.
Rekonstrukcja i wyczyszczenie stawu łokciowego to była pierwsza operacja w jej sportowej karierze. W przeszłości miała złamania nadgarstków, ale obywało się bez zabiegu.
- Już zaczynam rehabilitację. Za tydzień zacznę się ruszać, a pod koniec czerwca chciałabym podjąć pełny trening - deklaruje sztangistka, którą nazywają „Punią”. - We wrześniu czekają mnie mistrzostwa świata i walka o olimpijską kwalifikację. Na szczęście mój organizm szybko się regeneruje. Nabrałam optymizmu. Punia się nigdy nie poddaje.