Marcel Kittel, dość przeciętny kolarz z Niemiec, choć dobry sprinter, sprawił, że po trzech etapach połowie widzów odechciało się oglądać dalszy ciąg TdP.
Organizatorzy wyznaczający trasę chcieli dobrze, żeby wyścig zaczął się w stolicy, a potem żeby zajrzał na Śląsk, gdzie też można liczyć na wielu widzów i stworzyć efektowne widowisko. Ale to oznaczało długą jazdę po płaskich drogach, gdzie żadna siła peletonu nie rozerwie. A jak uciekną, to przed metą dogonią.
Wszystkie wielkie toury są ciekawe niemal wyłącznie dzięki górom. Tam selekcja następuje w sposób naturalny, a śmietanka najlepszych zawodników wypływa na czołowe pozycje klasyfikacji. W Polsce gór mamy jednak tyle co kot napłakał, na dwa etapy najwyżej.
I dlatego żal mi Czesia – którego niniejszym serdecznie pozdrawiam – że męczy się nad przygotowaniem ciekawego wyścigu. A potem przyjeżdża mu jakiś Kittel i dramaturgię psuje...
Tomasz Bielecki: 68. Tour de Pologne – wyścig „w kittlu”
2011-08-03
2:08
Czesława Langa znam od lat i wiem, że nad każdym kolejnym Tour de Pologne pracuje ciężko przez okrągły rok. Żeby był elegancki i „we fraku”. Ale w tym roku tour wyszedł mu niestety „w kittlu”.