- Tomek wyjeżdżał do Londynu bardzo spokojny. A kiedy rozmawialiśmy w dniu finału, nie wyczuwałam w nim żadnego stresu. Mówił, że powinno być dobrze, że chce wygrać, ale nie musi, bo już ma złoty medal. Innym mogło zaszkodzić to, że chcieli za bardzo - opowiada Anna Majewska, która z wykształcenia jest trenerem siatkówki.
"SE": - Rok temu chyba właśnie on zbyt mocno chciał zwyciężyć w mistrzostwach świata w Daegu. I przegrał...
Anna Majewska: - Tak chyba było. Czuł się zbyt mocny. Ale dzisiaj można powiedzieć, że przydał się kubeł zimnej wody, który został wylany na jego głowę.
- Tomasz zmienił się przez te cztery lata od złota w Pekinie?
- Tak, stał się dojrzalszym mężczyzną. Wtedy był po części małym chłopcem. Pobraliśmy się trzy lata temu. W kwietniu tego roku urodził się nasz syn. I widać, że Mikołaj odziedziczył sporo po nim. Z charakteru jak ojciec, bo potrafi postawić na swoim. A z wyglądu - wręcz wykapany tata. Gdy męża nie ma w domu, patrzę na Mikołaja i jest tak, jakbym widziała Tomka. Wygląda też na to, że nasz mały nie będzie niskim mężczyzną.
- A czy przekroczył wagę lekkoatletycznej kuli, czyli 7,26 kg?
- Tak, krótko przed igrzyskami. Ale Tomek bierze malca na ręce nie tak jak kulę (śmiech). Bardzo ostrożnie. I to on codziennie go kąpie, gdy jest w domu.
- Podobno nauczył się też prowadzić auto?
- Tak, miał silną motywację, żeby zdobyć prawo jazdy. Wiedział, że będzie mu potrzebne po przyjściu na świat dziecka. To on wiózł mnie i Mikołaja ze szpitala. A teraz auto przeważnie stoi w garażu.