Iker Casillas i Diego Lopez

i

Autor: archiwum se.pl

Wychowanek. Legenda. Iker Casillas. Bramkarski relikt opuści Santiago Bernabeu?

2013-08-22 14:34

Zapowiadało się rekordowe okienko transferowe. Potężne migracje sztabów szkoleniowych wśród możnych europejskiego futbolu tworzyły wrażenie nadejścia prawdziwej rewolucji. Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. Kosztownych transferów wciąż brakuje, a emocje jak zwykle gwarantują tylko sternicy z Santiago Bernabeu. O operze mydlanej związanej z przyjściem Bale'a - wartym tyle ile 5 pociągów Pendolino - powiedziano już wszystko, ale prawdziwa bomba dopiero może wybuchnąć. Nuklearna. Iker Casillas szykuje się do opuszczenia Madrytu.

 

Uwierzyć w odejście Casillasa trudno. Kapitan Realu Madryt to prawdziwa instytucja 'Królewskich' i reprezentacji Hiszpanii. Bez interwencji 'Świętego Ikera' nie byłoby dominacji 'La Roja' na arenie międzynarodowej. Wychowanek 'Blancos' to też chyba najbardziej utytułowany bramkarz w historii futbolu. Porównania z nim nie wytrzymuje nawet legendarny Sepp Maier. Renoma, jaką madrycki idol trybun uzyskał przez czternaście lat gry, była wręcz nieprawdopodobna. Niepodważalność jego pozycji potwierdzali nawet konkurenci do gry. Tym bardziej więc zaskakuje, że do ostatecznego końca Casillasa na Santiago Bernabeu może się bezpośrednio przyczynić jego wieloletni zmiennik. Skreślony kilka lat wcześniej rówieśnik. Diego Lopez.
Przed sezonem podobnej sytuacji nikt nie brał pod uwagę. Prasa jednoznacznie wskazywała, że kapitan Realu Madryt wiosenne spotkania oglądał z ławki rezerwowych w wyniku zemsty Mourinho. Portugalczykowi trudno się zresztą dziwić. Casillas rozpoczął przecież w pewnym momencie prywatną wojenkę z przełożonym. To właśnie dziewczyna piłkarza, Sara Carbonero, jako jedna z pierwszych zaczęła głosić w mediach, że czas 'The Special One' w Madrycie dobiega końca. Iker czuł się mocny. Miał poparcie zarządu, trybun i większości piłkarzy. Gdyby nie kontuzja, bezpośrednie starcie z ówczesnym szkoleniowcem 'Królewskich' wygrałby w cuglach. Antonio Adan prędzej sam zrobiłby sobie krzywdę, niż podarował argumenty Mourinho. Uraz lewego kciuka odwrócił sytuację o 180 stopni. Nagle stało się jasnym, że po wielu latach na treningi bramkarskie Realu Madryt powróci rywalizacja.
Carlo Ancelotti mógł przywrócić kapitana do łask, ale - przynajmniej na razie - tego nie zrobił. Trudno Włocha podejrzewać, że już na starcie swojej pracy postanowił odgrzebywać stare konflikty. Zdecydowały najpewniej względy sportowe. Nieprawdopodobne? Casillas jest z pewnością bramkarzem lepszym aniżeli Diego Lopez. Bezdyskusyjnie. Z tymże jest zarazem jednym z ostatnim reliktów starej szkoły bramkarskiej. Jak na bramkarza, wyjątkowo niski. Im dalej znajduje się od linii bramkowej, tym większą niepewność wprowadza w szeregi obronne. Kompletnie nie radzi sobie w grze w powietrzu. Z przyzwyczajenia nie stara się łapać, większość uderzeń paruje, raz do boku, raz - o zgrozo! - przed siebie. I co najważniejsze, fatalnie gra nogami. Wycofanie piłki we własną 'szesnastkę' to dla zawodników Realu niemal pewna strata.
Diego Lopez to opcja bezpieczniejsza. Nowocześniejsza. Casillas do obecnego piłkarskiego Madrytu średnio pasuje. Na Santiago Bernabeu jakiś czas temu zbudowano solidną defensywę, przeciwnicy nie bombardują już z uporem maniaka bramki 'Królewskich' i Ancelottiemu nie jest potrzebny heros, ratujący drużynę w nieprawdopodobnych sytuacjach. Włoch potrzebuje przede wszystkim antidotum na stałe fragmenty gry rywali. Wysokiego gościa, który nie boi się twardej rywalizacji w powietrzu.
Skreślanie Ikera już dzisiaj to jednak przesada. Dopóki oficjalnie nie zostanie potwierdzony transfer, jego odejście traktować należy w kategoriach 'football fiction'. Cała kariera bohatera Santiago Bernabeu to przecież splot niezwykłych okoliczności. Już w wieku 18 lat wygryzł, niesamowitego w pojedynkach jeden na jeden, Bodo Illgnera. Bohaterem Madrytu został dopiero w 2002 roku, gdy jako rezerwowy uratował Real w finałowym starciu Ligi Mistrzów. Do bramki reprezentacji wskoczył, bo Canizares, szukając wrażeń pod prysznicem, wyeliminował się z rywalizacji (trzeźwy, nietrzeźwy, co za różnica?) wodą kolońską.
Casillas swoją bezdyskusyjną wyższość udowadniał zawsze w niecodziennych okolicznościach. Im lepszego miał rywala do miejsca w bramce, tym mocniej zapadały w pamięci jego występy. A równie zmotywowany nie był chyba nigdy. Mundial w Brazylii ma być dla niego wspaniałym zwieńczeniem kariery reprezentacyjnej. W odejście nie wierzymy, w Diego Lopeza na ławce rezerwowych jak najbardziej. Z korzyścią dla Ikera, Realu i 'La Roja'.

 

Uwierzyć w odejście Casillasa trudno. Kapitan Realu Madryt to prawdziwa instytucja 'Królewskich' i reprezentacji Hiszpanii. Bez interwencji 'Świętego Ikera' nie byłoby dominacji 'La Roja' na arenie międzynarodowej. Wychowanek 'Blancos' to też chyba najbardziej utytułowany bramkarz w historii futbolu. Porównania z nim nie wytrzymuje nawet legendarny Sepp Maier. Renoma, jaką madrycki idol trybun uzyskał przez czternaście lat gry, była wręcz nieprawdopodobna. Niepodważalność jego pozycji potwierdzali nawet konkurenci do gry. Tym bardziej więc zaskakuje, że do ostatecznego końca Casillasa na Santiago Bernabeu może się bezpośrednio przyczynić jego wieloletni zmiennik. Skreślony kilka lat wcześniej rówieśnik. Diego Lopez.

>>>Gdzie trafi Iker Casillas? Czytaj na gwizdek24!

Przed sezonem podobnej sytuacji nikt nie brał pod uwagę. Prasa jednoznacznie wskazywała, że kapitan Realu Madryt wiosenne spotkania oglądał z ławki rezerwowych w wyniku zemsty Mourinho. Portugalczykowi trudno się zresztą dziwić. Casillas rozpoczął przecież w pewnym momencie prywatną wojenkę z przełożonym. To właśnie dziewczyna piłkarza, Sara Carbonero, jako jedna z pierwszych zaczęła głosić w mediach, że czas 'The Special One' w Madrycie dobiega końca. Iker czuł się mocny. Miał poparcie zarządu, trybun i większości piłkarzy. Gdyby nie kontuzja, bezpośrednie starcie z ówczesnym szkoleniowcem 'Królewskich' wygrałby w cuglach. Antonio Adan prędzej sam zrobiłby sobie krzywdę, niż podarował argumenty Mourinho. Uraz lewego kciuka odwrócił sytuację o 180 stopni. Nagle stało się jasnym, że po wielu latach na treningi bramkarskie Realu Madryt powróci rywalizacja.

Carlo Ancelotti mógł przywrócić kapitana do łask, ale - przynajmniej na razie - tego nie zrobił. Trudno Włocha podejrzewać, że już na starcie swojej pracy postanowił odgrzebywać stare konflikty. Zdecydowały najpewniej względy sportowe. Nieprawdopodobne? Casillas jest z pewnością bramkarzem lepszym aniżeli Diego Lopez. Bezdyskusyjnie. Z tymże jest zarazem jednym z ostatnim reliktów starej szkoły bramkarskiej. Jak na bramkarza, wyjątkowo niski. Im dalej znajduje się od linii bramkowej, tym większą niepewność wprowadza w szeregi obronne. Kompletnie nie radzi sobie w grze w powietrzu. Z przyzwyczajenia nie stara się łapać, większość uderzeń paruje, raz do boku, raz - o zgrozo! - przed siebie. I co najważniejsze, fatalnie gra nogami. Wycofanie piłki we własną 'szesnastkę' to dla zawodników Realu niemal pewna strata.

>>>Powrót legendy? Raul na Santiago Bernabeu!

Diego Lopez to opcja bezpieczniejsza. Nowocześniejsza. Casillas do obecnego piłkarskiego Madrytu średnio pasuje. Na Santiago Bernabeu jakiś czas temu zbudowano solidną defensywę, przeciwnicy nie bombardują już z uporem maniaka bramki 'Królewskich' i Ancelottiemu nie jest potrzebny heros, ratujący drużynę w nieprawdopodobnych sytuacjach. Włoch potrzebuje przede wszystkim antidotum na stałe fragmenty gry rywali. Wysokiego gościa, który nie boi się twardej rywalizacji w powietrzu.

Skreślanie Ikera już dzisiaj to jednak przesada. Dopóki oficjalnie nie zostanie potwierdzony transfer, jego odejście traktować należy w kategoriach 'football fiction'. Cała kariera bohatera Santiago Bernabeu to przecież splot niezwykłych okoliczności. Już w wieku 18 lat wygryzł, niesamowitego w pojedynkach jeden na jeden, Bodo Illgnera. Bohaterem Madrytu został dopiero w 2002 roku, gdy jako rezerwowy uratował Real w finałowym starciu Ligi Mistrzów. Do bramki reprezentacji wskoczył, bo Canizares, szukając wrażeń pod prysznicem, wyeliminował się z rywalizacji (trzeźwy, nietrzeźwy, co za różnica?) wodą kolońską.

>>>Gareth Bale w Madrycie? Tottenham szuka wzmocnień!

Casillas swoją bezdyskusyjną wyższość udowadniał zawsze w niecodziennych okolicznościach. Im lepszego miał rywala do miejsca w bramce, tym mocniej zapadały w pamięci jego występy. A równie zmotywowany nie był chyba nigdy. Mundial w Brazylii ma być dla niego wspaniałym zwieńczeniem kariery reprezentacyjnej. W odejście nie wierzymy, w Diego Lopeza na ławce rezerwowych jak najbardziej. Z korzyścią dla Ikera, Realu i 'La Roja'. Musi tylko pamiętać o jednym. Real Madryt istnieje od 111 lat, Casillas większy od niego nie będzie nigdy.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze