"Super Express": - Od kilku tygodni grasz i trenujesz w specjalnych goglach, które mają chronić twoje zdrowe oko. Bardzo przeszkadza to na boisku?
Karol Bielecki: - Wolałbym grać bez nich, ale nie chcę ryzykować ze względu na zdrowe prawe oko. Muszę się do nich przyzwyczaić. Jest też kłopot, bo jak ostatnio grałem na hali, która miała żółte trybuny, zielone ściany, a i piłka była zielona, to przy świetle ciężko było mi wszystko zobaczyć. Raz na treningu grałem bez gogli, bo się zapomniałem. I dopiero koledzy mi o nich przypomnieli. To chyba świadczy, że nie mam z tym problemu.
- Jak się czułeś, gdy przyszedłeś na pierwszy trening po miesiącu?
- Dziwnie, było wiele nerwów. Wszyscy na mnie patrzyli. Było kilku ciekawskich, którzy zastanawiali się, jak to będzie teraz wyglądało, jak będę sobie radził. To samo było na pierwszym sparingu. Ludzie patrzyli, czy będę robił błędy z powodu braku oka. Czy dam radę, czy to jednak niemożliwe. Ale mnie się wydaje, że bez jednego oka czasami gram nawet lepiej niż wcześniej.
- Naprawdę nie straciłeś nic ze swojej sportowej formy przez tę kontuzję?
- Nie. Nawet z "Kasą" (Sławomirem Szmalem - red.) rozmawialiśmy ostatnio na ten temat. Mówił, że OK, może ci nie iść, ale przecież przed wypadkiem też raz radziłeś sobie lepiej, a raz gorzej. Stwierdził, żebym nie tłumaczył błędów brakiem oka. To normalne, że na początku spadła mi wydolność po dwóch narkozach i nie miałem siły, co bardzo mnie wkurzało na treningach. Czułem się osłabiony, ale po dwóch tygodniach się odbudowałem. Teraz jest OK.
- Czy z powodu wypadku w klubie lżej cię traktują?
- Już na początku rozmawiałem z trenerem Olą Lindgrenem i mówiłem, że będę starał się wrócić i grać tak jak przed wypadkiem. Powiedziałem mu, że chcę, by mnie traktował tak samo jak pozostałych. I jeśli mam grać, to tylko dlatego, że jestem w formie. Nie potrzebuję litości. Nie chcę być traktowany na specjalnych zasadach tylko dlatego, że mam jedno oko.
- A co z reprezentacją? Wrócisz do niej?
- Z trenerem Wentą wiele razy rozmawiałem po wypadku, ale o kadrze nie chcę mówić. Bogdan musi dać sobie radę beze mnie, bo ja kadrę zostawiam na razie z boku. Koncentruję się na klubie, bo wiem, że ludzie wiele mi tutaj pomogli. A działacze ze związku nie zachowali się do końca właściwie.
- Masz do nich żal?
- Do nikogo nie mam żalu. Ale jest wiele spraw, które nie zostały właściwie rozwiązane. Zawsze twierdziłem, że gdy komuś coś takiego się przytrafi, to zostaniemy na lodzie. W klubie wszystko jest tak ułożone, że z szacunkiem podchodzi się do człowieka. A w kadrze nie wszystko zostało dopięte do końca. To funkcjonuje tak: grajmy, nie bójmy się, ale jak coś się stanie, to radź sobie sam.
- Dziś meczem z Balingen rozpoczynacie występy w Bundeslidze. Jakie cele postawili przed wami szefowie Rhein Neckar Loewen?
- Jak zwykle walka o najwyższe cele. Doszło kilku zawodników, wygląda to lepiej niż ostatnio, ale na tę chwilę trudno przewidzieć, czy to zaskoczy i będziemy wygrywać. Plan w klubie jest taki, aby podpisywać z zawodnikami wieloletnie kontrakty i dzięki temu budować zespół, który będzie miał przyszłość, a nie walczył skutecznie tylko w jednym sezonie. To ma sens. Przez to, że w składzie są nowe osoby, musimy więcej pracować nad zgraniem. Bo najwięksi rywale - Hamburg i Kiel, nie śpią i również będą bardzo mocni.
Przeczytaj koniecznie: Karol Bielecki: Moje nowe życie bez oka - ZDJĘCIA!