„Super Express”: – Jak się dostaje do W Series?
Gosia Rdest: – Przebrnęłam przez trzy etapy selekcji, z 60 kandydatek najpierw wyłoniono 28, ostatecznie na placu boju pozostało 18 i jestem wśród nich jako jedyna Polka. Jesteśmy świadkami historycznego momentu, nigdy nie było serii wyścigowej tylko dla kobiet, z pulą nagród półtora miliona dolarów. A czy to kobieca Formuła 1? Jeśli spojrzymy na rangę rywalizacji i klasę oraz szybkość zawodniczek, to takie porównanie jest uprawnione. Niektóre z nas miały szansę startować z mężczyznami i udawało się stawać na podium. Jestem tego przykładem.
– Jeździła pani bolidem Formuły 3. Jakie wrażenia?
– Byłam w szoku, jak niesamowicie to auto trzyma się toru w zakrętach. Da się jechać na łuku o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę szybciej niż w samochodach, z którymi ostatnio miałam do czynienia. Można poszaleć.
– Co ma wam dać rywalizacja wyłącznie w kobiecym gronie?
– Chodzi o to, by dziewczyny miały możliwość rozwoju, bo ostatnio coraz mniej z nas wychodzi poza zmagania juniorskie. To ma być platforma, który doprowadzi do rywalizacji z mężczyznami. To także odbicie finansowe, bo zwykle to brak sponsora decyduje, że ktoś traci szansę na starty w wyższych kategoriach. W W Series mamy wszystko opłacone, nawet zaczęłam się zastanawiać: „Gdzie tu jest haczyk?”. Nie ma, po prostu nie musimy się martwić o kasę, zafundowano nam wszystko.
– A F1? Kobieta w bolidzie najwyższej klasy to ciągle mrzonka czy wasza seria do tego zbliży?
– To jedno z zadań W Series, do zrealizowania za trzy do pięciu lat. Teraz najbliżej celu jest Kolumbijka Tatiana Calderon, kierowca testowy Alfy Romeo.
– Gosia Rdest w F1?
– Pewnie, że chodzi mi to po głowie, ale gdy widzę, że w Formule zatrudnia się coraz młodszych kierowców, to zaczynam mieć wątpliwości, czy aby nie będę w złym wieku… Ale gdybym dostała szansę, jasne, że wchodzę w to. Realistycznie patrząc, dużo bliżej mi do wymarzonej serii DTM, która jest Formułą 1 wśród normalnych samochodów.