- Pamiętam tylko, że gdy byłem w powietrzu, spojrzałem w dół i pomyślałem: "Oj, wysoko. Jak spadnę, będzie boleć" - opowiadał Nowozelandczyk.
Dixon nic wielkiego sobie nie robił z lekkiej kontuzji stopy - jedynego urazu, jakiego doznał w przerażającej katastrofie. Kilkanaście godzin później pojawił się jak gdyby nigdy nic na oficjalnym bankiecie po zawodach. - Gdy tylko zejdzie opuchlizna, wsiadam z powrotem do auta - zapowiedział.