Dobrze, że Małysz na dostatnie życie zarobił podczas kariery na skoczni. Jako rajdowcowi trudno by mu było utrzymać rodzinę. - Tylko największe gwiazdy i zwycięzcy topowych imprez, takich jak Rajd Dakar, mogą liczyć na zyski i indywidualne kontrakty reklamowe. Pozostali nie tylko na rajdach nie zarabiają, ale wręcz dokładają do interesu - twierdzi Płuciennik, który w marcu 2010 roku namówił Małysza na starty w barwach RMF Caroline Team.
Cztery załogi samochodowe, dwa quady, kilkunastu mechaników, serwismenów i logistyków. W sumie 30 osób. Ponadto specjalne ekrany, balony i namioty, to wszystko musi kosztować krocie.
Przeczytaj koniecznie: Żużel, Drużynowy Puchar Świata: Polacy rozjechali rywali
- Wydajemy około 50 tysięcy złotych miesięcznie. Wszystkie środki pochodzące od sponsorów idą na utrzymanie zaplecza i samochodów: paliwo, naprawy, przystosowanie do specyfiki poszczególnych rajdów. Do kieszeni pracowników nie trafia nawet złotówka - ujawnia. - To sport dla pasjonatów. W większości zarabiamy gdzie indziej. Mamy własne firmy i kiedy trzeba, dokładamy do rajdów - wyjaśnia Rafał Płuciennik.
Gdyby Małysz jakimś cudem wygrał Dakar, od organizatorów otrzymałby jedynie puchar i pamiątkowy medal. - Nagrody finansowe? Nie są przewidziane. Co więcej, za udział w tej imprezie trzeba słono zapłacić. Startowe wynosi 12 tysięcy euro od osoby w przypadku kierowców i pilotów oraz nieco mniej od pozostałych członków zespołu - mówi szef RMF Caroline Team.
Na szczęście Adam Małysz o pieniądze nie musi się martwić. Tylko w 2010 roku zarobił blisko 5 milionów złotych.