Ekstraliga: Obity Kołodziej pokonał mistrza świata

2011-09-27 4:00

W pierwszym meczu wielkiego finału żużlowej Ekstraligi Unia Leszno pokonała Falubaz Zielona Góra 47:43. Duża w tym zasługa Janusza Kołodzieja (27 l.), który jeździł bardzo dobrze i zdobył 11 punktów. "Kołdi" przystąpił do zawodów posiniaczony na twarzy w wyniku upadku przed Grand Prix Chorwacji.

Podczas treningu przed zawodami w chorwackim Gorican Kołodziej zaliczył groźnie wyglądającą kraksę.

- W pewnym momencie wiedziałem, że nie dam już rady utrzymać równowagi i zaliczę upadek - opowiada "Super Expressowi" Kołodziej. - Chciałem tylko wywrócić się tak, by motocyklowi nic się nie stało. Przecież niedługo później miał mi służyć w Grand Prix! Rzeczywiście, sprzęt udało mi się ocalić, ale gorzej było ze mną, bo poobijałem sobie twarz. To jednak tylko siniaki, którymi nie zaprzątam sobie głowy.

Sezon zbliża się już do końca, ale forma Kołodzieja idzie w górę. W finałowym meczu jak równy z równym walczył z nowym mistrzem świata Gregiem Hancockiem (41 l.).

- Kiedy nie ustępuję na torze takiej gwieździe, to jest się z czego cieszyć. Sezon mam bardzo kiepski, ale do końca chcę walczyć o punkty. Muszę je zdobywać szczególnie w takich meczach, jak finał Ekstraligi - podkreśla.

Kilka tygodni temu Kołodziej trafił do szpitala, gdzie przechodził rutynowe badania. Dzięki temu żużlowiec odpoczął i nabrał ochoty do powrotu na tor.

- Badania trzeba było przeprowadzić, szczególnie, że mam pewne problemy z nerkami. Wszystko na szczęście się unormowało i mogę startować. Zrobiłem sobie miniwakacje i wróciłem na tor silniejszy - zapewnia.

Kołodziej bardzo dobrze spisywał się już w półfinale z Unibaksem Toruń, ale nie miał wówczas szczęśliwej miny.

- Chodziło o to, że krytykowano nas za źle przygotowany tor. Unibax za wszelką cenę chciał pojechać w finale. Jak się jest słabym, to trzeba szukać dziury w całym. Z Falubazem nie ma już jednak gadania, tylko sama walka na torze. Mam nadzieję, że w rewanżu utrzymamy przewagę - kończy Kołodziej.

Najnowsze