Wyścig na torze ulicznym w Monako układał się dla Kubicy całkiem nieźle. Polak zanotował dobry start i zyskał kilka pozycji. Co prawda pozostali kierowcy szybko mu odjechali, ale zawodnik Williamsa nie dawał się wyprzedzić rywalom. Pierwszy zgrzyt w relacji Kubica - zespół nastąpił po pojawieniu się na torze samochodu bezpieczeństwa.
Teamy wykorzystują takie momenty na wymianę opon. Wszystko ze względu na mniejsze straty, jakie mogą ponieść zawodnicy. Niepisaną zasadą jest to, że jako pierwszy do boksów zjeżdża w tej sytuacji kierowca, który zajmuje wyższą pozycję w klasyfikacji wyścigu. Ale Williams postąpił zupełnie odwrotnie. Do mechaników został wezwany George Russell, a nie Kubica, który był wyżej w zestawieniu.
Spotkało się to z nieco retorycznym pytaniem Polaka. - Myślałem, że kierowca znajdujący się z przodu ma priorytet w strategii? - dopytywał krakowianin. Usłyszał, że o tej sytuacji porozmawiają po zakończeniu wyścigu. Kolejnym nerwowym momentem była chwila kolizji Kubicy z Antonio Giovinazzim. Zawodnik Williamsa zaczął po tym tracić dystans do rywali.
Zapytał swojego inżyniera, co się dzieje z jego bolidem, gdyż nie może wcisnąć gazu. Zamiast konkretnych wskazówek, danych technicznych, podania temperatury opon otrzymał niewiele znaczące odpowiedzi. - Zostaw mnie, ja wiem co mam robić - rzucił Kubica na koniec. Pokazuje to jedynie, że Polak jest coraz bardziej sfrustrowany brakiem profesjonalizmu swojej ekipy.