Testy Kubicy zaplanowano między godz. 9 a 13 miejscowego czasu, ale krakowianin nie skorzystał z przerwy na lunch, tylko śmigał i śmigał białym autem z numerem 40. Jeśli odczuwał jakiś głód, to na pewno głód jazdy samochodem F1...
Wysiadł dopiero około godz. 15 i od razu poszedł na spotkanie z mediami. Te dosłownie rzuciły się na naszego kierowcę.
Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. - Test był produktywny, sporo się nauczyłem - powiedział Robert. - Czuję się za kółkiem komfortowo. Jeśli oceniam się na całkiem dobrze, to w moim języku oznacza to wysoki poziom. Nawet jeśli się nie uda, warto było spróbować.
Czasy, jakie Kubica osiągał na okrążeniu (po swojej jeździe był siódmy, tracił ok. 3,5 sekundy do lidera Kimiego Raikkonena) nie miały zasadniczego znaczenia. Trudno porównywać rezultaty, bo zawodnicy zmieniali ogumienie i mieli różnie zatankowane bolidy. Ważne, że Polak był bardzo regularny przez cały dystans ponad 500 km. I że na tyle bolidu paliło się czerwone światełko - to oznacza, że Kubica ma już superlicencję wymaganą do jazdy w zawodach F1.
Sam Robert, odnosząc się do swoich ograniczeń zdrowotnych, powiedział: - To nieprawda, że prowadzę tylko lewą ręką, bo tak się nie da. Fizycznie jestem w lepszej formie niż w 2010 r.
Dzisiaj Kubica znowu wsiądzie za kierownicę Williamsa FW40 jako ostatni testujący. Kibice wierzą, że po tym sprawdzianie wszystko będzie już jasne i brytyjski team zakontraktuje Polaka.