"Super Express": - Co sobie postanowiłeś na nowy rok?
Artur Szpilka: - Obiecałem sobie, że w stu procentach poświęcę się boksowi. Żadnych głupot, tylko ciężka praca. Zero alkoholu, zero wygłupów. Teraz się poświęcę, a za sześć lat będę siedział i się śmiał, z tych, którzy zmarnowali najlepsze lata. Mam swoje priorytety i ich się trzymam.
- Jak w takim razie wygląda twój dzień?
- Wstaję o siódmej, na śniadanie jem płatki owsiane. Potem dwie godziny ćwiczę, a po treningu gram z trenerem Fiodorem Łapinem w szachy. Potem wracam do domu i jem obiad - rybę z warzywami, czasem kurczaka. O 17 następny trening. Wracam o 19 i nie mam już na nic siły. Tak wygląda cały mój tydzień.
- Jak trafiłeś na pierwszy trening bokserski?
- Byłem chuliganem, trener zobaczył mnie i zabrał na trening. Miał tylko jeden warunek: musiałem przestać bić się w ustawkach. W pół roku zostałem mistrzem Polski...
- A uprawiałeś jakieś inne sporty?
- Piłkę nożną, koszykówkę, piłkę ręczną, pływanie, bieganie. We wszystkich sportach byłem jednym z lepszych. Wraz z chłopakami ze szkoły dostaliśmy się do zawodów wojewódzkich. Walczyliśmy z rywalami, którzy normalnie trenowali. My byliśmy tylko łobuzami z charakterem i wolą walki.
- Co byś robił w życiu, gdybyś nie został bokserem?
- Pewnie byłbym chuliganem i dawno już ponownie siedział w więzieniu. Ale nie myślę o tym.
- Uważasz, że niegrzeczni chłopcy są lepszymi bokserami?
- Z takich chłopaków można zrobić mistrzów. Wystarczy popatrzeć na Tysona. Gdybym był trenerem, to kandydatów do boksowania szukałbym w poprawczakach i domach dziecka, wśród dzieciaków z charakterem, które poszły w życiu w złym kierunku.
- Najważniejsze cechy dla boksera?
- Wytrwałość i wola walki. Trzeba pamiętać, że jedną pokusą można sobie wszystko zepsuć.
- Czego w takim razie zabrakło Andrzejowi Gołocie, żeby zostać mistrzem?
- Wydaje mi się, że charakteru. Słyszałem opinie wielu trenerów, że Gołota nawet amatorskie walki znosił źle psychicznie. Gdyby miał charakter, kilka walk inaczej by się potoczyło.
- A jak ty sobie radzisz z taką presją?
- Ja strasznie napędzam się przed walką, żyję starciem, chodzę i powtarzam sobie: zaj... go, zaj... go! Czasami z tym przeginam i za bardzo się nakręcam. Tak było w ostatniej walce. Rywala traktuję jak wroga, którego trzeba zniszczyć, jak słabe ogniwo do wyeliminowania.
- Najbliższą walkę masz stoczyć w marcu, w Las Vegas. Byłeś już kiedyś w mieście hazardu, jak wrażenia?
- Za pierwszym razem przegrałem tam całą wypłatę za walkę...
- Miałeś problem z hazardem?
- Kiedyś przegrywałem na maszynach ogromne pieniądze, takie, że się w głowie nie mieści. To była najgorsza głupota w moim życiu. Kiedy siedziałem w więzieniu, postanowiłem, że koniec z tym. Kiedy teraz widzę, że ktoś marnuje tak pieniądze, to staram się reagować. Na stacji benzynowej zobaczyłem kobietę, która grała na automacie. Podszedłem i mówię jej: ja przegrałem na tym mnóstwo kasy, pani lepiej weźmie te pieniądze i kupi coś dzieciom. Ale była uparta, uzależniona tak jak ja kiedyś...