Jak Andrzej Wawrzyk przeżył ten wypadek?!

2014-05-12 4:00

Jak przypominam sobie siłę tego uderzenia, to cieszę się, że żyję - mówił Andrzej Wawrzyk (27 l.) kilka godzin po wypadku, do którego doszło w sobotę rano. Około 9.30 bokser wziął udział w karambolu na trasie z Kielc do Jędrzejowa. Jego auto zostało niemal całkowicie zmiażdżone. To cud, że pięściarz nie zginął.

Tego samego dnia późnym popołudniem Wawrzyk trafił do jednej z warszawskich klinik, gdzie odwiedził go "Super Express".

Zobacz również: Andrzej Wawrzyk pogroził kierowcy autobusu: Urwę mu łeb!

- Autobus nagle zaczął zmieniać pas i zepchnął mnie na drugą stronę jezdni. Czołowo uderzyłem w samochód, potem w drugi. Straciłem przytomność. Obudziłem się, dopiero gdy rozcinali moje auto, miałem zaklinowane nogi. Z wraku wyciągano mnie około godziny - opowiada nam bokser.

Świadkowie mówią, że po dwóch czołowych zderzeniach w samochód Wawrzyka uderzyło kolejne auto, a potem wjechały w niego dwa następne pojazdy. BMW boksera nadaje się na złom, ale jak na tak poważny karambol, obrażenia kierowcy są niewielkie. - Mam złamaną lewą nogę w dwóch miejscach, złamany nos i wybity ząb, jedynkę. Głowa na szczęście jest cała - powiedział po badaniach Wawrzyk, który operację ma przejść we wtorek.

Bokser jechał do rodzinnego Krakowa z Warszawy, gdzie trenował przed walką z Albertem Sosnowskim. Planowany na 31 maja pojedynek został odwołany.

Przeczytaj także: Znany bokser pobił hejtera! Należało mu się WIDEO

- W piątek miałem sparing, który się opóźnił. Gdyby nie to, wyjechałbym do domu nie w sobotę rano, a wieczorem dzień wcześniej i pewnie nic by mi się nie stało - mówi pięściarz. Organizatorzy gali szukają zastępczego rywala dla Sosnowskiego. - Gala nie jest zagrożona - zapewnia promotor Tomasz Babiloński. Nowym przeciwnikiem Sosnowskiego będzie Marcin Rekowski.

Najnowsze