"Super Express": - Rywal nie padł w starciach z Odlanierem Solisem i Wiaczesławem Głazkowem. Czyli ma twardą głowę...
Mariusz Wach: - Tak, głowę ma twardą, ale zauważyłem, że tułów już bardziej miękki. Więc na początek będę mu obijał nerki i wątrobę. Ja muszę wygrać, by piąć się po drabinkach rankingowych, a on nie ma nic do stracenia i chce mi jedynie napsuć krwi. Trzeba będzie uważać.
Deontay Wilder rozbił Erica Molinę i obronił pas mistrzowski. Następny w kolejce Władimir Kliczko?
- Od czasu zawieszenia za doping minęło dużo czasu. Czujesz, że najgorsze masz za sobą?
- Wreszcie odżyłem, bo brakowało mi potu wylanego na solidnych treningach. Nadal mi go jeszcze brakuje, ale przed tą walką miałem już obóz przygotowawczy przypominający te sprzed zawieszenia. Jeszcze kilka takich cykli przygotowań i mogę wracać do większych walk.
- Czyli wciąż wierzysz w powrót do wielkiego boksu?
- Nie chcę wracać do złych wspomnień, bo w życiu jest tak, że jedne problemy znikają i zaraz pojawiają się kolejne. Nie jestem anonimem, mam znane nazwisko i np. to, że znalazłem się na liście potencjalnych rywali Anthony'ego Joshuy, nie wzięło się z niczego. Dlaczego miałbym więc w siebie nie wierzyć? Chcę utrzeć nosa tym, którzy już mnie skreślili i postawili na mnie i mojej karierze krzyżyk.
- Czujesz się spełniony czy nie?
- Wszystkie swoje marzenia spełniłem. Walczyłem o mistrzostwo świata z Władimirem Kliczką, trenowałem w USA, mam szczęśliwą i zdrową rodzinę - ukochaną narzeczoną i wspaniałego syna Oliwiera.
- Czyli kolejnym przeciwnikiem może być ktoś z mocniejszym nazwiskiem? Mówiło się, że możesz walczyć z Marcinem Rekowskim lub Arturem Szpilką?
- Zgodziłem się na wszystkie warunki, jakie postawił obóz Rekowskiego. Teraz czekam i jeśli oni je zaakceptują, to do tego starcia dojdzie. Szpilka obrał inną drogę, spełnia swój amerykański sen i zapewne nie będzie przez jakiś czas występował w Polsce. A ja kolejną walkę raczej na pewno również stoczę w ojczyźnie.