"Super Express": - Niektórzy mówią, że twój przeciwnik Walker był kelnerem do obicia...
Tomasz Adamek: - A niech gadają, ja robię swoje. Gdybym nie wstał z desek w tej drugiej rundzie, to mówiliby, że stary Adamek już się do niczego nie nadaje. Najważniejsze, że ja jestem z tej walki bardzo zadowolony, zwyciężyłem przez nokaut. Kibice mieli wielkie emocje. Travis był dobrze przygotowany do tego pojedynku.
- Ciągle regenerujesz siły po tej walce?
- Ja bardzo szybko się regeneruję, nie czułem wielkiego zmęczenia. Bywało, że po treningach czy sparingach byłem bardziej zmęczony. Dla mnie najważniejsze jest, że walka była bardzo dobra, pokazałem swoim fanom prawdziwą bokserską wojnę.
- Jakie to uczucie leżeć na deskach?
- Nie zamroczył mnie. Źle stałem na nogach i dlatego upadłem, ale nie ma co się tłumaczyć. To był nokdaun! Nie miałem wyjścia, musiałem się podnieść i walczyć dalej. Szybko odwdzięczyłem się Walkerowi pięknym za nadobne. Przed walką nie zakładałem, że go znokautuję, ale odsłonił się, zaatakowałem i poszło.
- Na tej wojnie było jednak niewielu kibiców, transmisja PPV też nie cieszyła się powodzeniem.
- To prawda, pora była niedobra dla kibiców z USA. Walka była rozegrana wcześniej ze względu na transmisję do Polski, ludzie w Ameryce byli jeszcze w pracy. Dlatego jestem wdzięczny tej grupce, która przyszła. Ja zawsze daję z siebie wszystko, obojętnie, ilu ludzi mnie ogląda. A na temat PPV nie chcę się wypowiadać, nie znam jeszcze danych.
- Kolejna walka już 22 grudnia w Atlantic City, nie za szybko?
- Nie ja wybieram sobie terminy i miejsce walki, tylko telewizja NBC, która będzie pokazywać tę walkę na otwartym kanale, dla milionów widzów w Stanach.
- Nie mówiliśmy jeszcze o twej tajnej broni... 50 księżach, którzy ci kibicowali w Prudential, modlili się za ciebie...
- Tak, było ich około pięćdziesięciu, bo tyle dałem im wejściówek. Są z sąsiednich parafii, wielu z nich, od kiedy mnie poznali, polubiło boks. Czy się modlą za mnie - nie pytam, ale zawsze powtarzam, że wiara góry przenosi!