To była prawdziwa huśtawka nastrojów. Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski jednak zagrają w tenisowym turnieju mistrzów. – Po koszmarnym pechu wreszcie mieliśmy trochę szczęścia – mówi nam „Frytka”.
Polscy debliści po turnieju w Paryżu (półfinał) stracili miejsce w Masters. Mieli do Chin jechać jako rezerwowi.
– Nie wybieramy się tam, szkoda mi dwóch tygodni wakacji – wypalił jednak „Frytka”, choć za samo siedzenie na ławce on i „Matka” mieli dostać po 10 tysięcy dolarów.
Federacja ATP zaczęła straszyć Polaków karą za nieobecność, kiedy nagle się okazało, że... Mariusz i Marcin jednak zagrają w turnieju (od 9 listopada).
– Z powodu kontuzji z imprezy wycofała się para z Izraela. Przed chwilą jeszcze dzwoniłem do Andy’ego Rama i potwierdził, że on i Jonathan Erlich nie wystąpią w Szanghaju – na gorąco relacjonuje „Super Expressowi” Mariusz. – Lecę rezerwować bilety do Chin!
Kontuzja Rama to znakomita wiadomość dla Polaków. I to nie tylko dlatego, że za sam udział w turnieju Masters dostaną po 25 tysięcy dolarów.
– Jesteśmy w znakomitej formie, w październiku byliśmy najlepszą parą na świecie, wygraliśmy ze wszystkimi z czołówki – wylicza „Frytka”. – Dwa lata temu w turnieju mistrzów przegraliśmy trzy mecze, wygrywając tylko jednego seta. Teraz mamy znacznie więcej doświadczenia i na pewno nie będziemy chłopcami do bicia.
W ciągu ostatnich trzech tygodni polski debel pokonał kolejno Nestora i Zimonjicia (2. w rankingu ATP Race), Bhupathiego i Knowlesa (3. ATP Race) i braci Bryanów (1. ATP Race). – To znaczy, że możemy wygrać z każdym – mówi wprost Fyrstenberg.