Ta porażka boli, bo w trzecim secie Radwańska prowadziła 4:2, a potem przy stanie 5:4 40-30 i własnym serwisie miała piłkę meczową. W dramatycznej końcówce Polce zabrakło szczęścia i precyzji. Kilka drobnych pomyłek zdecydowało o jej porażce. Przegrała z Kuzniecową już drugi raz w ciągu miesiąca. Poprzednio uległa jej w chińskim Wuhan (6:1, 6:7, 4:6) i wtedy... też nie wykorzystała piłki meczowej. Potężnie zbudowana Rosjanka to zresztą prawdziwa zmora Agnieszki. Wygrała aż 13 z 17 spotkań z krakowianką.
Tym razem wydawało się, że będzie inaczej. Kuzniecowa awans do WTA Finals wywalczyła w ostatniej chwili, dwa dni przed meczem z Radwańską wygrywając turniej w Moskwie. Można było liczyć na to, że będzie zbyt zmęczona po walce w stolicy Rosji i 10-godzinnej podróży do Singapuru, żeby zagrozić Polce. W trzecim secie faktycznie wyglądała na potwornie wyczerpaną, ale siłą woli zdołała odwrócić losy spotkania.
- Jestem bardzo rozczarowana. Miałam swoje szanse, ale wypuściłam je z rąk. A kiedy w meczu z taką rywalką jak Swieta marnujesz tak dobre okazje, to nie możesz wygrać - podsumowała mecz Agnieszka, która żartobliwie skomentowała sytuację z obcinaniem włosów przez Kuzniecową. - Dobrze, że nie obcięła sobie czegoś innego. Włosy nie są aż tak ważne - uśmiechała się Isia, która prywatnie lubi się ze Swietą.
Przed Polką kolejne dwa mecze w grupie - z Hiszpanką Garbine Muguruzą i Czeszką Karoliną Pliskovą. - Rok temu zaczęłam rywalizację tutaj od dwóch porażek, ale zdołałam wyjść z grupy, Teraz muszę ochłonąć i pomyśleć, co zrobić, żeby znów awansować do półfinału - dodała Polka.
Już za samo rozegranie meczu w finałach WTA uczestniczkom wpada do portfeli po 110 tys. dolarów. Każde zwycięstwo w grupie nagradzane jest premią w wysokości 153 tys. dol.