Na Polską Noc przylecieli goście specjalni, m.in. utalentowani młodzi koszykarze i koszykarki z letnich campów Marcina Gortata i polskie cheerleaderki. Drużyna Wizards wchodziła na parkiet w szpalerze dzieci ze skrzydłami husarii na plecach.
Gortat zaliczył 16 pkt i 13 zbiórek, rozgrywając 125. z kolei mecz w NBA bez żadnej przerwy (trzeci wynik w lidze!). Jest niemal niezniszczalny, rzadko miał kontuzje, gra za oceanem od blisko 11 lat, dobił przy okazji do jubileuszu - w sobotę wystąpił w 800. spotkaniu w karierze zawodowej, licząc sezon zasadniczy i play-off. Nic dziwnego, że łodzianin zaczyna myśleć o dalszej przyszłości. Kontrakt ma jeszcze do końca sezonu 2018/2019.
- Mam coraz cięższe nogi, starzeję się - przyznał polski środkowy po pokonaniu Nets. - Trenuję dwie godziny dziennie, kiedyś było to trzy godziny, a teraz, by ruszyć się na ten dwugodzinny trening, muszę się zbierać kilka godzin. Jutro cały dzień nic nie robię, leżę na kanapie i oglądam telewizję. Myślę, że mógłbym jeszcze pograć w NBA parę lat, ale po zakończeniu kontraktu zastanowię się, czy będę kontynuował karierę - nie ukrywa Gortat, który widzi też, że jego rola jako klasycznego zawodnika podkoszowego jest w NBA coraz bardziej marginalizowana. Dlatego zdarzają mu się frustracje związane z częstszym przesiadywaniem na ławce.
I myśli o zwykłym życiu. - Zdaję sobie sprawę, że dla ludzi to trochę dziwne, że ni stąd, ni zowąd facet, który gra bez przerwy, czuje się młodo i nie wygląda staro, chce kończyć karierę - mówi Gortat. - Mógłbym podpisać kolejny kontrakt, ale pieniądze nie są najważniejszą rzeczą. Chciałbym mieć rodzinę, myślę o dzieciach oraz o innych rzeczach w życiu.
Zobacz również: Marcin Gortat może zakończyć karierę w 2019 roku! Czuję, że nie zostanę tutaj długo