Spis treści
- Początek tak zły, jak (prawie) nigdy
- Wyniki Igi Świątek, których może pozazdrościć większość rywalek
- Iga w kryzysie jest gorsza tylko od Sabalenki
Początek tak zły, jak (prawie) nigdy
W pierwszych miesiącach 2025 roku wiele mówiło się o tym, że to jeden z najgorszych sezonów w karierze Igi Świątek. I trudno było nie zgodzić się z pewnymi faktami – przez długie miesiąca Świątek nie potrafiła dotrzeć nawet do finału żadnego z turniejów rangi WTA, nie mówiąc już o ich wygrywaniu. A przecież od 2021 do 2024 roku zawsze zaczynała sezon od tytułu już w lutym! Później kryzys przeniósł się na mączkę, którą rok temu Polka niemal absolutnie zdominowała. W tym roku natomiast nie zagrała w finale ani w Stuttgarcie, ani Madrycie, Rzymie, czy nawet na Rolandzie Garrosie. Po porażce w półfinale w ostatnim z wymienionych turniejów, było jasne, że Iga Świątek poczeka na trofeum ponad rok. Coś, do czego kibice nie byli przyzwyczajeni.
Iga Świątek może dołączyć do elitarnego grona. W historii dokonało tego tylko siedem tenisistek
W tym czasie, zależnie czy wyniki były „słabe” (bo jak tak można nie wygrać 4. raz z rzędu turnieju w Dosze), czy naprawdę niezadowalające, ostro obrywało się Darii Abramowicz, która odpowiada za przygotowanie mentalne Igi Świątek i krytykowano ją w kraju, a nawet dyskusję podejmowano za granicę. I choć to jest fakt, że Polka nie wytrzymywała mentalnie w niektórych meczach, to wciąż można zadawać sobie pytanie, czy Świątek naprawdę miała tak zły sezon, jak mogliśmy to odczuwać.
Wyniki Igi Świątek, których może pozazdrościć większość rywalek
W ocenie tych kilku miesięcy warto sobie zadać pytanie, czym chcemy mierzyć to, czy sezon w tenisie jest udany. Bo jeśli chodzi o wygrane turnieje, to fakt, jest to (póki co) najgorszy sezon Igi Świątek od czasu debiutu (tylko w 2019 roku nie sięgnęła po żaden tytuł). Z drugiej jednak strony Aryna Sabalenka, która prowadzi w rankingu WTA z rekordowymi 12 tys. punktów ma w tym roku na koncie... trzy tytuły. I żadnego wielkoszlemowego. Świątek oczywiście radziła sobie w ostatecznych rozrachunku gorzej, niż jej wielka rywalka, ale i tak regularności może pozazdrościć jej 99,9 proc. zawodniczek. Świątek docierała w tym roku do półfinałów w Australian Open i Rolandzie Garrosie. Do tego półfinały w Dosze, Madrycie, Indian Wells (wszystko WTA 1000), ćwierćfinały w Dubaju i Miami (też WTA 1000). Oczywiście, porażka z Ostapenko w ćwierćfinale w Stuttgarcie (WTA 500) i półfinale w Dosze boli. Porażka w trzeciej rundzie w „tysięczniku” w Rzymie z Collins? Również bolesna. Warto jednak spojrzeć na sumę tych wyników na spokojnie i pamiętać, że takie sezony, jak ten Świątek w 2023 czy w 2024 to rzadkość. A wiele tenisistek w życiu takiego nie rozegra ani jednego.
To do dziś największa tajemnica Igi Świątek. Jej relacje z mamą to temat tabu
Iga w kryzysie jest gorsza tylko od Sabalenki
Co więcej, do tej pory mówiliśmy przede wszystkim o pierwszym półroczu, a dokładniej do końca Rolanda Garrosa. A przecież teraz Iga Świątek, która jest w „kryzysie”, rywalizuje na nielubianej przez siebie trawie i... dotarła do dwóch finałów! To jest o tyle paradoksalne, że do tej pory Świątek przez całą seniorską karierę nigdy nie zagrała w finale na tej nawierzchni. Teraz natomiast dotarła do finału w WTA 500 w Bad Homburg, a następnie do meczu o tytuł w najważniejszym turnieju świata – Wimbledonie. Co ciekawe, już półfinał tej imprezy sprawił, że Iga Świątek... Jest drugą najlepszą zawodniczką na świecie w tym sezonie (w klasycznym rankingu jest na 4. miejscu). Tak, tylko Aryna Sabalenka lepiej punktowała w trwającym roku, niż Iga Świątek.
Kapitalne wieści tuż przed wielkim finałem Wimbledonu! Kibice Igi Świątek będą w siódmym niebie
Tutaj więc dochodzimy do drugiego aspektu miary udanego sezonu – oczywiście, że trofea są najważniejsze, ale Sabalenka i Świątek pokazują, jak ważna jest regularność, a system punktowy jest tak stworzony, że nawet bez trofeów (lub ze stosunkowo małą ich liczbą) można utrzymywać się w ścisłej czołówce światowego tenisa. I trudno zaprzeczyć, że Iga Świątek radzi sobie w tym sezonie gorzej, niż w kilku wcześniejszym. Jednak wciąż taki „kryzys” chciałoby przeżyć wiele tenisistek. A jeśli w sobotę Polka wzniesie w górę trofeum za wygranie Wimbledonu, to mało kto będzie o tym kryzysie pamiętał.
