Islandia nie była trudnym rywalem. Polacy przewyższali Islandczyków w każdym elemencie. Mieli przewagę pod koszem, na obwodzie, a gdy tylko włączali wyższy bieg, potrafili znaleźć się w czystej pozycji i dobić rywali. Tyle tylko, że zabrakło Polakom konsekwencji i regularności. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy rywale potrafili przez długie minuty trzymać dystans do biało-czerwonych.
Długo budził się Przemysław Karnowski. Center reprezentacji Polski dopiero w trzeciej i czwartej kwarcie zaczął dominować pod koszem. Gdy tylko tam się znajdował, fizycznie miażdżył bezradnych przeciwników. Na dodatek im dłużej przebywał na parkiecie, tym częściej trafiał z półdystansu, co może się okazać kluczowe w kontekście awansu naszych do następnej rundy.
Wszędobylski był również Mateusz Ponitka. Drugi lider Polaków. To on napędzał nasze ataki, to on szukał wolnych sektorów i to on skupiał na sobie uwagę przeciwników. A momenty podwojenia znakomicie wykorzystywali gracze obwodowi: Adam Waczyński, Aaron Cel oraz Łukasz Koszarek. Każdy z nich kilka razy miał okazję popisać się czystym rzutem zza linii trzech punktów.
Islandczycy natomiast zachwycili tylko wolą walki. Przegrywali, tracili do Polaków coraz więcej, ale do ostatniej sekundy nie rezygnowali. I tak jak z Grekami, znów udowodnili, że nawet słabszy zespół może postraszyć rywala. Wystarczy tylko regularnie trafiać z dystansu.
Polaków czekają teraz trudniejsze spotkania. Już w niedzielę 3 września zmierzymy się z gospodarzami turnieju, Finami.
Polska - Islandia 91:61 (16:14, 25:15, 19:8, 31:24)