Starcie Rondo z LeBronem Jamesem wyglądało na zwykłą przepychankę na środku boiska, ale skończyło się poważną kontuzją tego pierwszego - zwichnięciem stawu łokciowego w lewej ręce.
Rondo nic sobie z tego nie zrobił, po zabiegach w szatni wrócił na parkiet. Za chwilę przebiegł boisko i zakończył kontrę rzutem jedną ręką. Kontuzjowana lewa kończyna zwisała niemal bezwładnie. - Miałem kierować grą, a do tego wystarczy krzyczeć i używać nóg - tłumaczył, nieprzejęty urazem. - Nie pytajcie mnie nawet, czy będę grał w kolejnym meczu, zagram bez względu na wszystko - zapowiedział bohater wieczoru.