- Tak, przyznaję. Spadło moje stypendium kadrowe (z 5750 zł brutto na 4600 - przyp. red.), a kontrakt sponsorski z Orlenem ważny jest tylko do końca roku. Ale jestem sportowcem od wielu lat, mam zgromadzony kapitał i na pewno sobie poradzę - zapewnia Adam Kszczot.
Tymczasem "Super Express" zauważył, że w internecie pojawiła się oferta sprzedaży należącego do Kszczota samochodu marki Dodge Challenger za 127 tys. zł. To typ "muscle car", czyli auto o średnich rozmiarach, ale bardzo wysokich osiągach.
- Sprzedaż nie ma nic wspólnego z niższymi dochodami - wyjaśnia Kszczot ze śmiechem. - Wraz ze szwagrem sprowadziliśmy taki samochód z USA. Chcemy sprowadzać kolejne i sprzedawać. Chodzi po prostu o przyjemność prowadzenia pojazdu. To moje hobby numer jeden. I nie jestem fanem prędkości. W chwili tej rozmowy jadę innym "muscle carem" 40 kilometrów na godzinę w mieście. Jestem natomiast fanem dobrego dźwięku wydawanego przez auto.
Od strony sportowej też zaszło trochę zmian u Adama Kszczota. Najlepszy polski średniodystansowiec postanowił zmienić sposób trenowania.
- Będzie większy akcent na elementy szybkościowe i siłowe, mniejszy na wytrzymałość. W poprzednich latach dawka wytrzymałości dawała dobre efekty. W tym roku może okazała się przesadna. Trzeba unikać rutyny. Ale chęć do trenowania mam taką samą jak w poprzednich latach - zapewnia.
Za przyczynę porażki w Rio uważa słaby dzień, w którym "nogi się nie kręciły".
- Wiem, że brzmi to bezsensownie. Przecież po to człowiek trenuje przez cztery lata, by takiej słabości nie mieć w najważniejszej chwili. Ale mnie się to zdarza raz lub dwa każdego roku - analizuje.