Nie ulega wątpliwości, że futbol jest jedną z najbardziej dochodowych dyscyplin sportu nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Przy okazji takich sukcesów jak te w Berlinie, od razu rodzi się pytanie, czy w kraju nad Wisłą piłkarze nie są przepłacani? Szczególnie po ostatnich kompromitacjach drużyn Lotto Ekstraklasy w europejskich pucharach.
Anita Włodarczyk, która po raz czwarty zdobyła złoty medal mistrzostw Europy nie może równać się z Arturem Jędrzejczykiem i jego zarobkami. Polka za swój sukces w Berlinie otrzyma nagrodę w wysokości około 21 tys. zł, którą przyzna Ministerstwo Sportu i Turystyki. Organizatorzy mistrzostw nie płacili bowiem za medale.
Znacznie więcej Włodarczyk dostała za zdobycie tytułu mistrzyni świata, który wywalczyła rok temu w Londynie. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) przewidziało wówczas nagrodę w wysokości 60 tys. dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje ponad 220 tys. zł. Czyli za dwa ogromne osiagnięcia Włodarczyk zarobiła prawie ćwierć miliona złotych.
A to nadal jest nic przy pensji, którą inkasuje Jędrzejczyk w Legii. Obrońca reprezentacji Polski mógł liczyć na najwyższy kontrakt w całej polskiej lidze. Ostatnio nawet włodarze stołecznego klubu rozmawiali z piłkarzem o obniżeniu jego wypłaty. Jędrzejczyk rocznie miał inkasować około 700 tysięcy euro rocznie.
Jak łatwo policzyć, piłkarz dostawał około 60 tysięcy euro miesięcznie, czyli mniej więcej tyle ile Włodarczyk otrzymała za złoty medal mistrzostw świata. A gra Jędrzejczyka nie przyniosła ostatnio tyle radości Polakom, co sukces dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej. Warto również zwrócić uwagę, że piłkarz pensję dostaje bez względu na to, czy przebywał na boisku, czy nie. A lekkoatleci pracując równie ciężko na treningach nie mają gwarancji, że osiagną sukces, który zapewni im finansową przyszłość.