Semenya ma podwyższony poziom testosteronu i choć powtarza, że czuje się w pełni kobietą, nieoficjalnie wiadomo, że urodziła się bez macicy i jajników, ma natomiast (lub miała) wewnętrzne jądra. Biegaczka ma tzw. hiperandrogenizm, co m.in. skutkuje wzmocnieniem cech męskich. Zdaniem Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF) daje to nieuzasadnioną przewagę w rywalizacji sportowej.
IAAF nie kwestionuje jej kobiecości. Ale jest pewny, że hiperandrogenizm daje wyraźną przewagę na bieżni i narusza zasadę równych szans. Dlatego wymaga od biegaczek hiperandrogenicznych, by obniżyły poziom męskiego hormonu do 5 nanomoli na litr i utrzymały go przez minimum 6 miesięcy.
– Bardzo się cieszę, że sprawa wreszcie poszła naprzód – mówiła niedawno „Super Expressowi” Sofia Ennaoui, wicemistrzyni Europy 2018 na 1500 m. – Za Caster Semenyą wstawiały się instytucje w RPA i organizacje praw człowieka. IAAF nie potępia jej takiej, jaka jest, ale chce, byśmy rywalizowały uczciwie. A skoro tak, to nasze, wcześniejsze domniemania i protesty okazują się słuszne. Mnie zabrakło w mistrzostwach świata 2017 jednego miejsca do finału na 1500 metrów. Mam nadzieję, że teraz to miejsce się zwolni…
Semenya od razu skomentowała na Twitterze werdykt CAS. Zrobiła to bardzo oględnie. "Czasem najlepszą reakcją jest brak reakcji" – skwitowała