Kamila Skolimowska zmarła 18 lutego 2009 roku podczas zgrupowania reprezentacji Polski w Portugalii. Młociarka odpuściła trening, ponieważ źle sie poczuła. Wcześniej była na masażu, który jak się później okazało, uruchomił zakrzep. W krótkim odstępie czasu aż trzy razy straciła przytomność. Akcja reanimacyjna w karetce trwała godzinę, lecz nie udało się uratować zawodniczki. Przyczyną śmierci był zator tętnicy płucnej spowodowany zakrzepicą.
- W 2008 roku na igrzyska pojechali przecież najlepsi specjaliści. Badali ją i żaden nie pomyślał, żeby sprawdzić krzepliwość krwi. A były to doktorskie sławy. Tak niewiele trzeba było, by uratować córkę. Po zgrupowaniu miała przejść kompleksowe badania. Zabrakło kilku dni - mówi ojciec Kamili Skolimowskiej.
Czytaj: Kiedy Kamila umarła, straciłem wszystko
Problemy naszej mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem zaczęły się kilka miesięcy przed śmiercią, lecz żaden z lekarzy, u których była nie potrafił wykryć, że cierpi na zakrzepicę.
- Mamy żal do lekarzy, bo nie wykonali dobrze swojej pracy. Żaden z nich nie potrafił wyleczyć naszego dziecka. Później wymądrzali się w telewizji, a gdy trzeba było działać, nie znali rozwiązania - dodaje matka Kamili.