„SE”: - Bardzo pana zaskoczył ten wynik?
- Cóż, wiem na ile mnie stać. I nie pcham daleko raz na ileś startów, tylko raczej regularnie (śmiech). Ale nie wiem, czy będę w stanie powtórzyć ten wynik.
- Czy to największy sukces w karierze?
- Wyżej cenię sobie zdobyte medale. A ten rekord przetrwa chyba najwyżej rok – dwa. A może jeszcze w tym roku poprawimy go ja lub Konrad Bukowiecki. Bo ja wcale nie blokuję się przed lepszymi rezultatami.
- Z czego wynika ten postęp? Może z większego treningu siłowego?
- Akurat w wyciskaniu leżąc podnoszę teraz sztangę poniżej 200 kilo, a trzy lata temu wyciskałem 210 kilo. Mam problem z łokciem, który wciąż mnie boli, więc nie mogę więcej. Ale pchnięcie kulą polega bardziej na technice niż na sile.
- Jaki byłby efekt, gdyby nie pchał pan techniką obrotową, tylko z doślizgu?
- Uprawiam tę konkurencję od roku 2009. Kiedy na początku próbowałem pchać doślizgiem, wyglądało to nieciekawie. Technika obrotowa daje szersze perspektywy.
- Na igrzyskach w Rio przegrał pan z tremą…
- Ale teraz już raczej mi się nie zdarza. Sam sobie z tym poradziłem. To kwestia doświadczenia.
Tomasz Majewski (38 l.), dwukrotny mistrz olimpijski w kuli:
- Wcale mi nie przykro, że Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki osiągnęli po 22 metry, chociaż nie udało się to mnie. Rekordy są to po, by je poprawiać. Mam satysfakcję, że przyczyniłem się do rozwoju następców. Lider ciągnie za sobą konkurencję (śmiech). Za mojej kariery gościł w Polsce cały świat pchnięcia kulą, stała się ona popularniejsza. A obu chłopakom sprzyjało i to, że rozwinęła się technika obrotowa, której używają.
- I tylko czekam, by obaj zaczęli zdobywać medale światowej rangi, bo to już jest ten czas. Należą do światowej czołówki, skoro mają trzeci i szósty wynik sezonu na świecie.
- Technicznie lepszy jest Michał i ma bardziej ustabilizowaną formę. Ma rezerwy w sile, ale nie musi ich nadrabiać. Z kolei Konrad to większy talent, skoro w tak młodym wieku doszedł do czołówki. Jest tez silniejszy. Ale zdarzają mu się wpadki.