Rio 2016. Anita Włodarczyk: Dziś imieniny mojej mamy. Tak bardzo chciałam jej sprawić taki prezent

2016-08-15 23:19

Anita Włodarczyk była potwornie zmęczona, gdy pojawiła się w strefie wywiadów na Stadionie Olimpijskim. Łapały ją bolesne skurcze, nie była w stanie stać i w końcu usiadła na krzesełku i tak rozmawiała z dziennikarzami. - Tą rundą honorową wokół stadionu się znokautowałam w tym upale. Jestem mega zmęczona, ale też mega szczęśliwa. To co zrobiłam tutaj, to coś fantastycznego - mówiła mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata.

​"Super Express": Pozamiatała pani, krótko mówiąc...
Anita Włodarczyk: Faktycznie, nokaut. Ponad 6 metrów nad drugą rywalką. Ale najbardziej to się cieszę z tego rekordu świata. Warto było wylewać ten pot na treningach. To coś niesamowitego, co ja tutaj zrobiłam.

- Upał był dziś straszny (ok 32 stopnie), a pani w taki warunkach rzucać nie lubi.
- Oj, zdecydowanie nie lubię! W takich warunkach to ja trenuję na zgrupowaniu w RPA. Fajnie, że mimo tego upału potrafiłam się jakoś zmobilizować i to wszystko wytrzymać. Po każdym rzucie polewałam sobie nogi i szyję lodowatą wodą, żeby chociaż trochę się schłodzić. W takich warunkach taki wynik to coś fantastycznego.

- Pierwszy rzut był spokojny. Na zaliczenie?
- Tak, chciałam rozpocząć konkurs spokojnie i po tej próbie na ponad 76 metrów wiedziałam już, że będzie medal. Od drugiej kolejki zmobilizowałam się i zaczęłam walczyć o rekord. Najpierw był ten rzut na 80,40 m i sporo wtedy w czasie tej eksplozji radości energii straciłam. Ale w trzeciej rekordowej próbie znów potrafiłam się zmobilizować i bardzo się z tego cieszę. Gdy padł rekord świata, zastanawiałam się, czy dalej rzucać. Pomyślałam, że nie ma sensu rezygnować, bo może to być mój "dzień konia" i nie wiadomo czy taki jeszcze w mojej karierze nastąpi. Wcześniej też rozmawiałam o tym z Piotrkiem Małachowskim, co mam robić, jak już pobiję ten rekord. Doradził mi, żeby nie odpuszczać. Nie udało się poprawić już wyniku, ale to i tak konkurs życia i jestem mega szczęśliwa.

- Ten rekordowy rzut był perfekcyjny?
- Tak na szybko trener mi powiedział, że puściłam lekko biodra. Starałam się to poprawić w kolejnych rzutach. Nie udało się, ale nie ma czego żałować.

- Była pani kiedyś tak zmęczona jak teraz?
- Chyba nie. Ledwo chodzę. Jeszcze tą rundą honorową dookoła stadionu się kompletnie znokautowałam (śmiech). Jak wrócę do wioski, to zanurzę się cała w wannie z lodem. Ważne, że jestem cała i zdrowa i tym razem bez kontuzji (aluzja do eksplozji radości w Berlinie 2009, gdy skręciła nogę, ciesząc się z rekordu, red.). Jak biegłam do trenera, to mówiłam sobie, żeby teraz nie skakać.

- Czy po oddaniu tego trzeciego rzutu czuła pani, że będzie rekord?
- Szczerze mówiąc, już jak wchodziłam wtedy do koła, to czułam, że to jest chyba ten moment. Słyszałam ten fajny doping kibiców na trybunach. Dużo Polaków przyjechało tutaj mnie wspierać.

- Pani rodzice też byli na trybunach.
- Tak. Mojej mamie zrobiłam piękny prezent imieninowy, właśnie dzisiaj je obchodzi. Po cichu marzyłam w tym roku o tym, jak było już wiadomo kiedy będzie konkurs. To chyba najlepszy prezent w życiu, jaki mama dostała. Cieszę się też, że zdobyłam to złoto w dniu święta Wojska Polskiego i kościelnego. Fajnie, że sprawiłam frajdę rodakom.

- Była łezka w oku?
- Tak, pojawiła się po tym rekordowym rzucie. Wtedy były największe emocje. Teraz już nie płaczę, ale na pewno dziś wieczorem znów będą łzy szczęścia.

- Pytaniami o śniadanie już pewnie pani jest znudzona. Ale ile tych słynnych jajek dziś było?
- Jak dziś weszłam na stołówkę i zobaczyłam to jedzenie, to pomyślałam sobie "Znowu to samo?". Ale jajka były. Przyznam się, że pięć zjadłam tym razem. Do tego mnóstwo owoców, jedna kanapka i moje słynne batony energetyczne.

- Ostatnio miała pani problemy z kręgosłupem. Uda się dotrwać do igrzysk w Tokio?
- Niczego nie chcę obiecywać. Na pewno będę trenować do przyszłorocznych mistrzostw świata. To że teraz jestem zdrowa, to tylko wyłącznie zasługa mojego sztabu.

- Trener powiedział, że ma pani jeszcze rezerwy i dopiero otwiera nową kartę.
- Rezerwy faktycznie jeszcze są. Próby treningowe lżejszymi młotami pokazują, że teoretycznie mogę jeszcze dalej rzucić niż teraz. Z przeliczeń wynika, że nawet 83-84 metry. W tym roku mam jeszcze dwa starty i tam będę się chciała pokazać.

- 16 lat temu Kamila Skolimowska zdobyła olimpijskie złoto. Pięknie do tego sukcesu pani nawiązała.
- Tak, rzucałam w jej rękawicy. Na każdych zawodach Kamila jest ze mną, tutaj też była.

- Jest pani już spełniona? Ma pani wszystkie tytuły.
- Tak, jeszcze po cichu czekam na ten złoty medal olimpijski z Londynu, bo nieoficjalnie mówi się, że Tatjana Łysenko została złapana na dopingu. Mam nadzieje, że w najbliższym czasie i tamto złoto będzie moje.


Rozmawiał i notował w Rio Michał Chojecki

Najnowsze