Dramat nastąpił w sierpniowych ME w Berlinie, gdzie Shegumo bronił srebrnego medalu. Silne bóle kręgosłupa zmusiły go do zejścia z trasy. Wrócił do kraju na wózku inwalidzkim. Lekarze stwierdzili pęknięcie trzech kości stawu krzyżowego. Obyło się bez operacji.
- Ale chociaż to najpoważniejsza kontuzja w mojej karierze, nie myślałem o jej zakończeniu – twierdzi dobrą polszczyzną biegacz pochodzący z Etiopii, który od 16 lat reprezentuje Polskę. - Byłem wprawdzie zły i niespokojny, że doszło do czegoś takiego, ale uznałem, że w sporcie się to zdarza. Z pomocą Boga udało mi się wytrwać. Mój wiek to jeszcze nie emerytura w maratonie. Są tacy, co biegają mają 40 lat.
Obyło się bez operacji. Na pełnych obrotach trenuje od miesiąca. Nie mógł bronić przed półtora tygodniem tytułu mistrza Polski w maratonie, ale już myśli o starcie na dystansie 42.195 m.
- Chcę wystartować wczesnym latem na krótszym dystansie, a jesienią w maratonie, żeby pobić rekord życiowy i uzyskać minimum na igrzyska w Tokio. Najważniejsze, żebym doszedł do pełnej formy – zastrzega maratończyk, którego rekord życiowy wynosi 2:10.34 godz. (z r. 2013), a minimum na Tokio wynosi 2:11.30. - Na razie biega mi się dobrze na treningu, ale czuję lekki dyskomfort. Lekarze mówią, że to z powodu blizny w miejscu kontuzji.
Lecząc kontuzję nie miał dochodów, by utrzymać siebie i rodzinę. Nie mógł też wcielić w życie planu prowadzenia obozów treningowych dla Polaków w jego rodzinnej Etiopii.
- Na szczęście znalazłem mecenasa, przedsiębiorcę Jana Firlę, który wspiera mnie prywatnie. I wciąż pracuje ze mną trener Janusz Wąsowski – mówi z satysfakcją Shegumo, nazywany w środowisku „Jarkiem”.
Rodzina Shegumo mieszka w komunalnym lokalu w Warszawie. Dzieci Elroie (7 l.) i Aron (5 l.) przez parę dni nie chodziły do przedszkola z powodu strajku nauczycieli. Ale strajk trwa nadal, a dzieci znów są przyjmowane.
W najbliższą niedzielę Yared i najbliżsi świętować będą prawosławna Wielkanoc.