Wielka Chorwacja, zwycięska Francja. Za nami jeden z najpiękniejszych meczów finałowych w historii mistrzostw świata. Trójkolorowi nie zagrali wielkiego spotkania, większość spotkania tylko przeszkadzali "Vetrenim", ale to oni byli skuteczniejsi i to o oni wykorzystali błędy rywali.
"Les Blues" świetnie zaczęli spotkanie. To była ich pierwsza akcja. Błąd popełnił sędzia Nestor Pitana, z rzutu wolnego piłkę zacentrował Antoine Griezmann, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Mario Mandzukić. Na jego nieszczęście, bo tylko musnął futbolówkę, a ta wpadła do siatki obok zaskoczonego Danijela Subasicia.
Chorwaci momentami szturmowali. Robili co mogli, byle wjechać do bramki Hugo Llorisa. Zagrali być może najlepszy mecz na rosyjskim mundialu. Zdominowali francuski gwiazdozbiór. Już po kilku minutach do siatki Trójkolorowych futbolówkę wpakował Ivan Perisić. Tyle że ostatnie słowo przed przerwą należało do Francuzów. Kolejny błąd popełnił Pitana, niepotrzebnie wskazał "na wapno", a gola strzelił Griezmann.
Po przerwie Chorwaci nie ustawali w staraniach. Ich kibice mogli być dumni. Pokazali wielkość. Malutki kraj poważnie nastraszył wielką Francję. To jednak faworyci strzelili kolejne dwa gole. Najpierw Paul Pogba wykorzystał chaos w szeregach defensywnych Chorwatów, a później Kylian Mbappe popisał się fenomenalnym strzałem zza pola karnego. Subasić nawet nie zareagował.
Chorwaci nie padli na kolana. Wynik spotkania zmniejszył jeszcze Mario Mandzukić - koszmarny błąd Hugo Llorisa - ale to był koniec pięknego chorwackiego snu. Srebrny medal to piękny wynik Vetrenich, chociaż ekipa Zlatko Dalicia mogła w niedzielę liczyć na więcej. Bo na murawie to oni byli piłkarsko lepsi.
Tyle że w futbolu nie liczą się umiejętności, fajerwerki techniczne, tylko bramki. A w nich lepsi byli Francuzi, nowi mistrzowie świata w piłce nożnej.