Historia niczym z filmu sensacyjnego, ale wydarzyła się naprawdę. W czwartek Ekwador na swoim stadionie podejmował zwycięzcę dwóch ostatnich edycji Copa America - Chile - w eliminacjach do mistrzostw świata w Rosji. Gospodarze niespodziewanie wygrali 3:0, a w 82. minucie niezwykle brawurową akcję przeprowadził napastnik Evertonu Enner Valencia.
Ale bynajmniej nie chodziło o kunszt piłkarski. W pewnym momencie upadł na ziemię sugerując, że dzieje się z nim coś bardzo złego. Na murawie od razu wbiegł sztab medyczny reprezentacji Ekwadoru, a lekarze założyli zawodnikowi maskę tlenową i zasygnalizowali, że trzeba go zwieźć z boiska. Za moment pojawił się przy nim meleks, który miał go przetransportować do stojącej pod stadionem karetki, ale w pewnej chwili w pościg za nim ruszyli znajdujący się na obiekcie... policjanci. Ostatecznie jednak dogonić go nie zdołali, Valencia ambulansem został przewieziony w nieznane miejsce, ale o co właściwie chodziło w tej całej kuriozalnej sytuacji?
Otóż okazuje się, że piłkarz kontuzję tylko symulował, by wymknąć się ze stadionu funkcjonariuszom, którzy mieli nakaz aresztowania go za niepłacenie alimentów. Wcześniej próbowali go złapać już kilka razy, ale bezskutecznie. Po meczu z Chile mieli wreszcie dokonać zatrzymania, ale i tym razem się to nie udało. Valencia nie płaci matce swojej córki już od czterech miesięcy, a zaległości przekroczyły 17 tysięcy dolarów. Co najciekawsze cała ucieczka okazała się jednak bezcelowa, bo w trakcie meczu zajmująca się sprawą sędzia zmieniła decyzję i uchyliła nakaz aresztowania, a jedynie wyznaczyła piłkarzowi 72 godziny na dojście do porozumienia z matką dziecka.
De Ripley. Enner Valencia salió en camilla, casi lo arrestan y lo llevaron con prisa a la ambulancia y así salió del estadio. Que cosas. pic.twitter.com/I7VnAWYLC3
— Andrés Muñoz Araneda (@andresmunoza) 6 października 2016