W środę, w Boże Narodzenie, Mourinho i jego rodzina przeżyli wstrząs. Odszedł ich ukochany pies, suczka rasy yorkshire terrier o imieniu Leya. Słynny trener z trudem mówił o tym w przedmeczowym wywiadzie telewizyjnym dla kanału Amazon Prime. Słowa więzły mu w gardle, a łzy stawały w oczach. Na pytanie jak świętował, Mourinho, wycedził jedynie z ponurą miną: „Szczerze mówiąc, święta były bardzo smutne, bo mój pies zdechł, a był jak członek rodziny. Trzeba żyć dalej”.
Media na Wyspach przy tej okazji przypomniały incydent, którego bohaterem była Leya przed laty. W 2007 r. pies został wywieziony poza Wielką Brytanię i przywieziony potem z powrotem, ale bez wymaganych szczepień, co wzbudziło zastrzeżenia służb weterynaryjnych Zjednoczonego Królestwa. Wkrótce suczka… gdzieś zginęła, by po jakimś czasie odnaleźć się w Portugalii z żoną trenera, Matilde. Okazało się, że doszło do małego nieporozumienia i wszystkie formalności zostały dokonane.