O trzech punktach zadecydowała końcówka. Las Palmas szturmowało i w 86. minucie William Jose wykorzystał koszmarny błąd Mateo Kovacicia, wpadł w pole karne i pokonał Keylora Navasa. Jedynego piłkarza Realu, który po niedzielnym meczu nie zasłużył na karne 10 kilometrów w gumofilcach po około madryckich wioskach. Stadion oszalał, wydawało się, że oto na naszych oczach dokonuje się kolejna wyjazdowa niespodzianka w wykonaniu Realu Madryt.
Paris Saint-Germain mistrzem Francji 2016!
Tyle że Królewscy tak naprawdę robili sobie z nas jaja. O tym dowiedzieliśmy się już po dwóch minutach. Gospodarze nacieszyli się, powiwatowali, później piłkę dostały gwiazdy ze stolicy i urządziły szybciutkie sprzątanie. Wymiana w środku pola, prostopadłe podanie Cristiano Ronaldo do Jese i rzut rożny. A zaraz potem - centra na długi słupek i główka Casemiro. Javi Varas postał, popatrzył i już wiedział. Tego meczu, choćby jego koledzy stanęli na uszach, Las Palmas nie wygra.
To były ostatnie trzy minuty. Wcześniej zobaczyliśmy wszystkie grzechy Królewskich w jednym miejscu. Zespół Zidane'a zagrał tak, jakby ta walka w La Liga była już tylko przykrym obowiązkiem. Prowadził. To fakt. Gola strzelił Sergio Ramos, 72. w zawodowej karierze, wykorzystując centrę z rzutu rożnego. Ale przy tym wyglądał, jakby najchętniej zakończył spotkanie w okolicach 30. minuty.
Isco - karykatura dawnej gwiazdy
Najdroższy team w historii ludzkości po prostu stał i patrzył, jak cuda w bramce wykonuje Keylor Navas. Kostarykańczyk fruwał na linii, na przedpolu, a nawet w okolicy linii pola karnego. Nie miał wyboru. Ramos i Pepe ruszali się jak muchy w smole. Kopiowali to, co robiła linia środkowa. Casemiro tak, jak zachwycał w starciach z Romą i Celtą Vigo, tak w Las Palmas miał nie tylko problemy z odbiorem, ale w ogóle z przyjęciem piłki. Isco aktywny stał się dopiero po godzinie. Jak już zszedł z boiska. Wyraz dezaprobaty wobec decyzji Zidane'a to był bodaj jedyny moment w niedzielę, gdy zmusił mięśnie do jakiegokolwiek wysiłku. Na murawie głównie kręcił kółeczka. Do czego zresztą przyzwyczaił, tyle że jeszcze niedawno wokół niego pojawiał się rywal. Teraz robi je mimowolnie, nawet jak mógłby pobiec prosto na bramkę, stając się smutną karykaturą dynamicznego pomocnika.
Prawdziwym mistrzostwem okazał się jednak dopiero Mateo Kovacić. Chorwat wszedł na boisko i... wprowadził absolutny chaos. Wyglądał, jakby na murawie znalazł się tylko po to, by pogadać sobie z Luką Modriciem. Biegał więc obok niego, a dorzucając do tego zerową aktywność Ronaldo, absolutny brak reakcji na rajdy Daniego Carvajala, wyszło, że w ekipie z Madrytu szarpał sam Lucas Vazquez. Niestety, bezsensu, bo nawet jak minął dwóch rywali, mógł piłkę tylko wycofać do swoich odpoczywających kolegów. Wszyscy stali bowiem w tym samym miejscu.
Zidane nie trafił z Arbeloą
Zidane przed meczem wspominał, że martwi go lewa flanka. Że Marcelo nie umie bronić. Decyzja była więc jedna - Alvaro Arbeloa! I napisać "strzał w stopę", to napisać mało. Arbeloa to pewnie sympatyczny gość. Wierny Madridista. Mała historia klubu. Ale już nie piłkarz. Styl? Wczesny Jakub Wawrzyniak. Do linii środkowej i ani metra dalej. Co gorsza, tak jak do przodu przesuwał się o metrów piętnaście, tak do tyłu jakieś dziesięć. Co spowodowało, że w co drugiej akcji jego skrzydłem gracz Las Palmas miał autostradę do pola karnego.
Brak skrzydeł, słaba defensywa, idiotycznie ustawiony środek pola, urlopowani Ronaldo oraz Gareth Bale - tak, ponoć był na boisku, spoglądamy na składy, nawet je opuścił przed czasem - oraz genialny Keylor Navas. W Las Palmas wreszcie zrozumieliśmy, dlaczego Real Madryt traci do Barcelony 12 punktów w tabeli Primera Division, a Florentino Perez chce sprzedać połowę składu. Bo dzisiaj Królewskich nie boją się nawet słabeusze La Liga. Tylko wychodzą na murawę grać w piłkę i udzielają drużynie Zidane'a lekcji futbolu. Lekcji, które zawodnicy z Madrytu zapewne nawet nie dostrzegają, czekając na prawdziwe wyzwania i tylko markując grę.
W kolejnym spotkaniu Real zmierzy się z Sevillą. Bez Pepe oraz Ramosa, który w Las Palmas w ostatnich minutach wyleciał z boiska. Wygląda na to, że obaj panowie postanowili skorzystać z okazji i z czystym kontem przystąpić do El Clasico z Barceloną. Być może ostatniego w ich długich karierach.
Las Palmas - Real Madryt 1:2 (0:1)
Bramki: Jose 87 - Ramos 24, Casemiro 89
UD Las Palmas: Javi Varas - David Garcia (84. Sergio Araujo), Mauricio Lemos, Pedro Bigas, Javier Garrido (46. Dani Castellano) - Momo, Angel Montoro, Roque Mesa - Nili (72. Nabil El Zhar), Willian Jose, Jonathan Viera.
Real Madryt: Keylor Navas - Daniel Carvajal, Pepe, Sergio Ramos, Alvaro Arbeloa - Luka Modrić (90. Marcelo), Casemiro, Isco (61. Mateo Kovacić) - Lucas Vazquez, Cristiano Ronaldo, Gareth Bale (79. Jese Rodriguez).