Pierwsze medale, od razu złoty i srebrny, wywalczyła jako 17-latka w ME na krótkim basenie w 2004 r. Potem zdobyła pięć kolejnych, ale dopiero w tym roku liczy się nie tylko w Europie, ale i na świecie.
- Poprawiałam wyniki od kilku lat, ale postęp był skromny. Dopiero teraz wykonałam duży krok naprzód. Mój trzeci trener, a zarazem mąż, Bartek Olejarczyk, znalazł "złoty środek", przewrócił mój trening do góry nogami. Teraz pokonuję w wodzie mniej kilometrów, ale bardziej intensywnie. Zwiększył też różnorodność treningów, wprowadził nawet ćwiczenia bokserskie. I sprawił, że mam ciągłą chęć do trenowania, nie czuję się znużona - mówi nam Urbańczyk.
Zobacz także: Michael Phelps wznowi karierę? Trener nie zaprzecza
Jako 17-latka odnosiła sukcesy w stylu zmiennym. Od kilku lat postawiła na wyścigi sprinterskie. - Ważę teraz około
5 kilo więcej niż wtedy. I poszło to raczej w masę mięśniową - wyjawia ze śmiechem Ola. - Udało się poprawić technikę pływania na grzbiecie. Dzisiaj to mój ulubiony dystans. Skupiam się na nim i na 50 metrów kraulem, bo tylko kraulowa pięćdziesiątka jest w programie igrzysk olimpijskich.
Przeczytaj koniecznie: Soczi 2014. Piotr Żyła i Kamil Stoch to chuchra, ale pakują jak Pudzian! ZDJĘCIA
Najlepsza polska pływaczka ma nadzieję, że w przyszłym roku uda się wywalczyć pierwszy medal na długim basenie w mistrzostwach Europy w Berlinie. - Miejsce w finale na 50 grzbietem to cel minimum - deklaruje.
Do tej pory sukcesy na basenie 25-metrowym, czyli w konkurencjach nieolimpijskich, nie dawały jej dużych profitów materialnych. - Wspiera mnie sieć łódzkich kwiaciarni H. Skrzydlewska. Mam też stypendium kadrowe w wysokości, od której w głowie się nie kręci - komentuje Ola.