Chcę się rozerwać

2008-09-03 7:00

Byliśmy z Oti na kręglach. Zapewniła nas, że jeszcze wróci do pływania.

Otylia Jędrzejczak (25 l.) wie, jak poprawić sobie humor po niepowodzeniu w Pekinie. Spędza czas ze swoim chłopakiem, gra w kręgle, bawi się z psami. I zapewnia, że nie zamierza kończyć kariery.

- Co słychać u największej gwiazdy polskiego pływania?

- Mam teraz wakacje i nie wiem, jak długo będą one trwać. Byłam przez chwilę w Warszawie, trochę czasu spędziłam u rodziców na Kujawach, gdzie bawiłam się z moimi ukochanymi suczkami labradorami. Córka jest już większa od matki, Ateny, którą dostałam w prezencie po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego w 2004.

- A mogła pani tych kilka tygodni po igrzyskach przetańczyć...

- Proponowano mi udział w "Tańcu z gwiazdami". Nawet się nad tym zastanawiałam, bo lubię tańczyć, ale w końcu się nie zdecydowałam. Oznaczałoby to powrót do reżimu ćwiczeń. A ja chcę wolny czas spędzić z rodziną i znajomymi. I bzdurą jest to, co gdzieś słyszałam, że mój chłopak Michał namawiał mnie, żebym tam wystąpiła i porzuciła sport.

- A tak szczerze: czy zastanawia się pani nad odejściem ze sportu?

- Raczej nie. Już prędzej nad tym, kiedy powrócę. Mam niedosyt związany z wynikiem w Pekinie i chciałabym wystartować w Londynie. Tym bardziej że to fajne miejsce. Jest tam sporo Polaków, a to dodaje "powera".

- A gdyby start w Pekinie nie zakończył się porażką?

- Jeśli wcześniej zastanawiałam się nad zakończeniem kariery, to na pewno nie po Pekinie, a dopiero po innej imprezie, choćby mistrzostwach Europy 2010. Ale, przepraszam: jaka porażka? Na złoto i srebro szans nie było. Mogłam powalczyć o brąz. W finale mogło być lepiej, gdyby nie parę błędów. Ale w życiu każdego sportowca przychodzi potknięcie. Jak w życiu: coś musi nami wstrząsnąć. Mną życie w ostatnich latach często wstrząsa. Ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

- To po takim wzmocnieniu pewnie łatwiej będzie wznowić treningi niż po triumfie w 2004, kiedy przerwa w pani startach trwała pół roku...

- Chęć do trenowania mam, ale... jeszcze nie teraz (śmiech). I mam też chęć spełnienia się w sporcie do końca, bo wiem, że mogę osiągnąć jeszcze więcej. Do tego potrzeba będzie bardzo ciężkiej pracy, ale jestem na nią przygotowana.

- Zaangażowanie w stały związek nie zawsze sprzyja temu, by poświęcić się sportowi bez reszty...

- Michał na pewno nie będzie odciągał mnie od sportu. On raczej pomaga mi w tym, bym nie traciła radości pływania.

- A nie czuje się pani trochę oszukana olimpijskimi rozstrzygnięciami?

- Jestem ostatnią osobą do oskarżania kogoś o niedozwolone środki. Pamiętam, jak posądzano mnie, gdy pobiłam rekord świata. Ufam, że wszystko, co działo sie w Pekinie, było czyste i wynikało z solidnej pracy.

- Jeżeli pani wróci do basenu, to pod czyją opieką?

- Jeszcze nie wiem. Ale chcę podkreślić, że nie zerwaliśmy współpracy z Pawłem Słomińskim. To bardzo dobry trener, który z powodzeniem prowadził mnie przez siedem lat. Ale musimy przeanalizować ostatni etap i zastanowić się, co dalej.

- Ale najpierw nacieszy się pani życiem?

- Tak, ale o formę też zadbam. Czasami będę wchodzić do basenu, chcę też pograć na korcie z Michałem, byłym tenisistą, i nauczyć się lepiej tej gry. No i jeszcze jedno: powiedziałam sobie, że w tym roku muszę zdać egzamin magisterski!

Najnowsze