Po mrożącej krew w żyłach jednobramkowej wygranej z Czechami Bielecki sprawiał wrażenie człowieka lekko... znudzonego. Trudno było się domyślić, że kilka chwil wcześniej przeżył sportowy horror.
- Często gramy takie mecze, przyzwyczailiśmy się. Dlatego tak wyglądam, nawet się z emocji nie spociłem - śmieje się najskuteczniejszy zawodnik reprezentacji Polski w meczu z Czechami.
Brakowało mu bramek
W spotkaniu decydującym o awansie do półfinału Karol był naszą tajną bronią. Wprawdzie reputacją strzelca wyborowego cieszy się od dawna, ale w Austrii skutecznością nie imponował. Spore było więc zaskoczenie Czechów, gdy z pierwszych czterech bramek dla Polski Bielecki rzucił trzy, a przy czwartej zaliczył asystę.
Przeczytaj koniecznie: ME w piłce ręcznej: czy Francuzom można odpuścić?
- Zależało mi, żeby się przełamać. Może nawet trochę za bardzo. Pewnie powinienem pograć trochę więcej z zespołem, ale najważniejsze, że wpadało - ocenia zawodnik Rhein Neckar Loewen. - Nawet byłem trochę zdziwiony, że tak łatwo dochodzę do pozycji rzutowych, głupio byłoby ich nie wykorzystać. A po kolejnych bramkach poczułem, że wcześniej trochę mi tutaj tego brakowało - zdradza Karol, który choć trafiał raz za razem, sam poprosił o zmianę.
- Bo nie miałem sił. Takiego tempa nie da się wytrzymać przez 30 minut, nie mówiąc już o całym meczu - tłumaczy Bielecki. - Na szczęście Michał Jurecki spisuje się tu znakomicie - dodaje. Siedzenie na ławce kosztuje jednak mnóstwo zdrowia.
- Strasznie się denerwowałem, patrząc na to z boku - opowiada wychowanek Wisły Sandomierz. - Ale jak wróciłem na boisko, to też nerwy były, bo przydarzyło mi się trochę za dużo prostych strat - przyznaje.
Francji też nie odpuścimy
Karol radość okazuje oszczędnie, ale sam przyznaje, że historyczny awans do najlepszej czwórki mistrzostw Europy dał mu mnóstwo frajdy.
- Oczywiście, że jestem bardzo szczęśliwy, wszyscy jesteśmy, ale... chcemy więcej - podkreśla. - Na pewno nie zadowolimy się samym półfinałem, skoro zaszliśmy już tak daleko, to musimy powalczyć o medale. Zresztą nawet dzisiejszego meczu z Francją nie zamierzamy odpuszczać. Warto podtrzymać zwycięską passę, a przy okazji wreszcie ograć tych Francuzów - mówi Bielecki.
Patrz też: Piłka ręczna: Polscy ligowcy błyszczą na EURO
A z kim reprezentant Polski chciałby spotkać się w półfinale?
- Nie ma to żadnego znaczenia. Nie patrzymy na to broń Boże, nie kalkulujemy. Staramy się wygrać każdy kolejny mecz - kończy Bielecki.
"Krwawa rosa" film grozy na ME
Mecze polskich piłkarzy ręcznych często przypominają horrory. Spotkanie z Czechami doskonale tę tezę potwierdza. Tym bardziej że Tomasz Rosiński wyglądał we wtorek jak bohater filmów grozy.
Rozbita głowa, krew zalewająca twarz. Kiedy "Rosa" zderzył się z czeskimi obrońcami, kibice w hali w Innsbrucku wstrzymali oddech.
- A ja na początku poczułem tylko lekki ból głowy. I dopiero kiedy robiliśmy zmiany do obrony i zszedłem z boiska, to zauważyłem, że krwawię - opowiada Rosiński. - Wtedy lekarz szybko założył mi kilka szwów. Nic takiego, naprawdę nie boli - bagatelizuje całe zajście rozgrywający reprezentacji Polski. I choć lekarze musieli wygolić mu trochę włosów na głowie, to żadnych śladów urazu nie widać.
- Bo się tak specjalnie zaczesuję, w przeciwnym wypadku głupio bym wyglądał - śmieje się Rosiński.
Czy naprawdę przerażająco wyglądająca kontuzja nie zrobiła na naszym środkowym rozgrywającym żadnego wrażenia?
- Dajcie spokój, to normalka. W ogóle już o tym nie myślę, skupiam się na meczu z Francją - zapewnia "Rosa".