Są porozbijani, zmęczeni, pocerowani szwami chirurgicznymi, a w perspektywie mają jeszcze półfinał i finał.
I tak naprawdę nie ma większego znaczenia, czy wyjdziemy z grupy z pierwszego miejsca i trafimy np. na Islandię, czy z drugiego i zagramy z Chorwacją. Choć to drużyny bardzo różne. Liczy się co innego i Bogdan Wenta powtarza: nie odpuszczamy! Drużyna, która po serii zwycięstw raz odpuści, może już do dawnego rytmu nie wrócić.
Karol Bielecki mówi: - Z pewnością będziemy uważać. Nikt w starciu z Francuzami nie włoży ręki tam, gdzie mogą mu ją urwać. Będzie potrzebna w półfinale i finale. Ale nie ma co wdawać się w kalkulacje szans i dopasowywać sobie przeciwników. Podejście jest jedno: zagrać i wygrać.
Przeczytaj koniecznie: Mamy półfinał!
Po meczu z Czechami treningu nie było. Bogdan Wenta zarządził tylko spacer. Dużo pracy miał za to zespół medyczny i fizjoterapeuci. Trzeba było zadbać nie tylko o wygoloną głowę Tomasza Rosińskigo, na której założono sześć szwów, ale o dziesiątki siniaków, mikro-urazów, zadrapań i potłuczeń.
Czytaj dalej>>>
Każdy z zawodników wygląda jakby przeszedł przez młockarnię. Ręczni to twardziele, ale suma tych kontuzji jednak zaczyna mieć na nich wpływ. Adrenalina całego bólu nie zatrzyma.
Pięknie o Bogdanie Wencie mówi Marcin Lijewski: - On nauczył nas wygrywać. Już wcześniej mieliśmy potencjał, ale nie umieliśmy go wykorzystać. Przyszedł Wenta i nas otworzył. On ma w sobie charyzmę, dopiero od roku 2007 zaczęliśmy się liczyć w światowej czołówce.
A kto chce się liczyć, ten sił nie może oszczędzać. Zwycięzca czwartkowego meczu wyjdzie z niego z psychologiczną przewagą. Niezależni eksperci wróżą, że te dwie drużyny niebawem spotkają się raz jeszcze w meczu o złoty medal. I wtedy warto będzie ją mieć.
Czy mając na uwadze kolejne mecze Polacy powinni potraktować spotkanie z Francją ulgowo?