Po raz ostatni kontakt z Maciejem Berbeką Wielicki miał w chwili, gdy ten zdobył Broad Peak. Później, o godzinie 6.30 z bazą połączył się Tomasz Kowalski, który schodził ze szczytu jako ostatni. Z jego relacji wynikało, że jest mocno osłabiony i nie ma siły ruszyć w dalszą drogę, choć dodał, iż mimo wszystko będzie próbował. Himalaista potwierdził również, że ma kontakt wzorkowy ze schodzącym przed nim Berbeką, który starał się przemierzyć dystans od przełęczy do biwaku szturmowego (7400 m).
W rozmowie z TVN 24 Wielicki wyraził obawę, że Kowalski, chcący początkowo biwakować nad przełęczą (7900 m), spadł z góry podczas próby zejścia. - Obawiam się, że mógł spaść... nie miał już siły chodzić. W nocy hipotermia, minus 40, był zupełnie wyziębiony. Zaleciłem mu wzięcie leków, ale wziął tylko jeden, bo drugi upuścił - mówił zaniepokojony szef wyprawy.
Wielicki żadnych szans nie daje Barbece, który był widziany na przełęczy przez Kowalskiego, ale w pewnym momencie zniknął nagle z pola widzenia kolegi. - Ja myślę, że Maciek był też wyczerpany, bo bardzo wolno schodził. Tą całą grań 10 godzin, to dużo. Można się potknąć, wpaść do szczeliny albo też polecieć dalej. To jest wysoka ściana, 1800 metrów. Maćka już nie znajdziemy, musiał gdzieś spaść - przyznał.
Zarówno Kowalski, jak i Berbeka wciąż są uznani za zaginionych, ale szanse na ich przeżycie są już praktycznie zerowe.