- Po pierwszym nieudanym występie w sprincie, którego wyniki były wypaczone przez fatalną pogodę, presja narastała, medali do wzięcia było coraz mniej i po głowie coraz bardziej kołatała się myśl, że to moje ostatnie igrzyska - komentuje Sikora, który na pewno dokończy ten sezon w roli lidera polskiego biatlonu, ale możliwe, że już latem ogłosi decyzję o zakończeniu kariery.
Przeczytaj koniecznie: Małysz nie będzie skakał w Zakopanem
Zmorą Sikory było strzelanie. Najczęściej pudłował w teoretycznie łatwiejszej pozycji leżącej. Tak było w ostatnim starcie na 15 km - czyli w konkurencji, w której miał przed czterema laty tytuł wicemistrza olimpijskiego. Przez trzy pudła znalazł się dopiero na 11. miejscu.
- To nie były udane igrzyska, tym bardziej że byłem do nich przygotowany lepiej niż cztery lata temu przed Turynem - uważa Sikora. - Forma biegowa jest bardzo dobra, ale miałem kłopoty ze strzelaniem. Przyszedł dołek, coś nie wychodziło w pozycji leżącej. Staraliśmy się to skorygować, ale nie udało się. Niby na leżąco strzela się łatwiej, ale jak przychodzi kryzys, to ciężej się poprawić - opowiada.
Wiadomo, że liczący blisko 37 lat Sikora skończy niebawem karierę, ale zupełnie nie wiadomo, co dalej z polskim męskim biatlonem.
- Gdy odejdę, to może młodsi zawodnicy zobaczą, że dłużej nie da się liczyć na kogoś innego, trzeba samemu ciągnąć ten wózek - kończy Sikora.