Pilotowane przez niego corvette 4x4 turbo przegrało z jet carem - autem napędzanym silnikiem odrzutowym.
"Super Express": - Piłkarz, golfista, czy kierowca wyścigowy? Kim jest teraz Jerzy Dudek?
Jerzy Dudek: - Mam wiele talentów, z których korzystam (śmiech). 20 lat poświęciłem piłce, omijało mnie wiele fajnych rzeczy. Teraz jest czas, aby posmakować tych wszystkich przyjemności.
- Samochody to twoja wielka pasja?
- Ogromna. Chyba nawet szybciej niż futbolem zainteresowałem się motoryzacją. Jestem teraz ambasadorem firmy Castrol, dzięki czemu mogę spróbować jazdy w najróżniejszych samochodach. Dziś ścigałem się na lotnisku i było niesamowicie. Wspaniałe uczucie zasiąść w tak szybkim samochodzie jak corvette 4x4 turbo.
- Nie bałeś się? Po kilku sekundach mieliście 200 km/h na liczniku...
- Obawy były minimalne. Kiedy przed wyścigiem stałem koło jet cara, ten wydawał przerażające dźwięki. Adrenalina na pewno była ogromna.
- Później był drifting...
- To jest to, co niedźwiadki lubią najbardziej (śmiech). Trochę poprzewracało w żołądku od tych wszystkich poślizgów i zakrętów, ale było świetnie. Szacunek dla kierowcy, z którym jechałem, bo dopiero teraz zobaczyłem, jak ciężko jest wykonać te wszystkie manewry. Mocno pracował kierownicą, a wskazówka obrotomierza skakała jak szalona.
- Co dalej z twoją karierą piłkarską?
- Jeszcze nie zdecydowałem. Na razie daję sobie czas na przemyślenie wszystkich spraw. Zobaczymy, czy wróci głód piłki. Na razie realizuję się w innych rzeczach.