Polacy, prowadzeni przez holenderskiego selekcjonera Leo Beenhakkera, znaleźli się w grupie z Niemcami, Austriakami i Chorwatami. – Grupa jest silna, wyrównana i czeka nas trudne zadanie. Ale ja i moi piłkarze lubimy wyzwania – mówił po losowaniu Beenhakker. Niestety, to wyzwanie przerosło Polaków. W pierwszym spotkaniu przegraliśmy z Niemcami 0:2, a oba gole wbił nam urodzony w Gliwicach Lukas Podolski. Meczem o wszystko z miejsca stało się zatem spotkanie ze współgospodarzami turnieju – Austriakami. Artur Boruc wyczyniał cuda w bramce, Roger Guerreiro strzelił gola na 1:0 i gdy wydawało się, że komplet punktów jest w rękach Polaków, wszystko zepsuł sędzia Howard Webb. Po wątpliwym faulu Mariusza Lewandowskiego Anglik podyktował karnego dla Austriaków, którego na gola zamienił Ivica Vastić.
Przed meczem z Chorwacją biało-czerwoni mieli na koncie punkt i zachowali matematyczne szanse na awans. Konieczna była wygrana z zespołem Slavena Bilicia i pomoc Austrii, która musiała pokonać Niemców. Niestety, pewni już awansu Chorwaci nie pozostawili Polakom złudzeń, mimo że zagrali w mocno rezerwowym składzie. Wygrali 1:0 po bramce Ivana Klasnica. Niemcy, dla których bramkę strzelił Michael Ballack, w takim samym stosunku pokonali Austrię i marzenia o wyjściu z grupy podczas debiutanckiego EURO prysły jak bańka mydlana. Europejskie frycowe już zapłaciliśmy. Tym razem po prostu musi być lepiej.