W tegorocznym finale Copa Libertadores - odpowiedniku Ligi Mistrzów w Ameryce Południowej - wpadli na siebie dwaj najwięksi wrogowie, czyli dwie ekipy z Buenos Aires: River Plate i Boca Juniors. W pierwszym spotkaniu na stadionie tej drugiej drużyny padł remis 2:2, a rewanż miał rozstrzygnąć, kto sięgnie po trofeum. Niestety do meczu w ogóle nie doszło.
Wszystko przez skandaliczne zachowanie kiboli River Plate, którzy zaatakowali autokar przewożący drużynę rywali. W pojeździe popękały szyby, do środka dostał się też rozpylony gaz łzawiący, a wielu piłkarzy ucierpiało. Kilku do tego stopnia, że zostało przewiezionych do szpitala! Choć poczatkowo federacja CONMEBOL oraz szef FIFA Gianni Infantino naciskali na rozegranie spotkania, do tego ostatecznie nie doszło ze względu na stan zdrowia zawodników.
Mecz miał się odbyć dzień później, ale i wtedy go odwołano. Podjęto więc decyzję o kolejnej zmianie terminu, ale okazało się, że konieczne jest też znalezienie nowego miejsca - w kolejny weekend w Buenos Aires odbędzie się szczyt G20, a tydzień później rozpoczną się Klubowe Mistrzostwa Świata, w których zagra triumfator Copa Libertadores. Spotkanie trzeba było więc rozegrać wcześniej, a swoje kandydatury zgłosiło kilka miast - m.in. Miami, Asuncion czy Doha.
Ostatecznie wygrał jednak... Madryt. Rewanżowe spotkanie finałowe odbędzie się na stadionie Realu, czyli Santiago Bernabeu. Taką decyzję podjęto ze względu na dużą częstotliwość lotów pomiędzy Argentyną i Hiszpanią oraz liczną mniejszością agentyńską mieszkającą na Pólwyspie Iberyjskim.
River Plate za zamieszki wywołane przez swoich kibiców zostało ukarane grzywną w wysokości 400 tysięcy dolarów oraz zamknięciem stadionu na dwa mecze.