- Naprawdę robię to bez przyjemności - wyjawiła nam nasza najlepsza narciarka. - Nie wiem, czy mam teraz większe wzięcie, ale na pewno hałas i zgiełk mi przeszkadzają.
Do "małyszomanii" jeszcze dużo brakuje. Ale Kowalczyk woli dmuchać na zimne.
- Adam Małysz jest zdecydowanie bardziej popularny niż ja i na nim będzie nadal ciążyć większa presja. Ale ja też wolę się ukrywać, staram się mieć święty spokój - przyznaje. - Na razie idzie mi to bardzo dobrze. W izolowaniu się pomagają mi trener, rodzina i menedżer.
Ostatni sezon był w wykonaniu triumfatorki Pucharu Świata fenomenalny. Czy za tymi sukcesami nie pojawiły się posądzenia o doping?
- Nigdy się z tym nie spotkałam. Co więcej - za granicą uważają, że trenuję tak wiele jak rzadko kto - mówi narciarka. - Mam mnóstwo propozycji, by ćwiczyć z zespołami innych krajów. Ale w mojej naturze nie leży trenowanie w grupie. Natomiast zdecydowanie jestem za tym, by wszczepiać zawodnikom czujniki pod skórę, aby agencja antydopingowa sama mogła ich zawsze znaleźć. O systemie kontrolowania wyrażam się jak najlepiej, sama miałam już cztery kontrole tego lata.