Katarzyna Wasick (po prawej) ze srebrnym medale ME w Budapeszcie

i

Autor: AP

Katarzyna Wasick wpłynęła na upragnione podium. W wodzie krew ma zimną

2021-05-20 0:22

Od lat jest jest najszybszą polska pływaczką. Ale medale wielkich imprez zdobywała dotąd tylko w sztafetach. Ten pierwszy indywidualny zdarzył się po 29. urodzinach. Katarzyna Wasick (dawniej Wilk) została wicemistrzynią Europy w wyścigu na 50 m kraulem, z rekordem Polski 24,17 s.

Od roku 2012 zawodniczka rodem z Krakowa przebywa w USA. Najpierw studiowała psychologię w na uniwersytecie USC w Los Angeles, teraz z amerykańskim mężem mieszka w Las Vegas.

„SE”: - Chyba warto było czekać tyle lat na sukces?

Katarzyna Wasick: - Czuję, że stało się coś wielkiego. Nie spodziewałam się emocji, jakie przeżyłam w finale. Nawet go nie pamiętam. Popłynęły mi łzy szczęścia. Nie zanikły owoce ciężkiej pracy sprzed lat i wreszcie dały efekt.

- Dlaczego właśnie teraz, a nie wcześniej, w Polsce?

- Warunki i sposób trenowania w Polsce i USA niewiele się różnią. Zmieniło się natomiast moje podejście do pływania. Miałam półtora roku przerwy w uprawianiu sportu, czego wcześniej nie planowałam, a co wynikło z kontuzji barku, zmiany miejsca zamieszkania, nowej pracy i ślubu. Wróciłam do sportu w roku 2018 żyjąc z oszczędności i wspierana przez męża. Nie od razu wyniki były dobre. Ale pomału odnajdywałam szczęście w tym, co robię. Dzisiaj jestem szczęśliwa i to pomaga mi w sportowych osiągnięciach.

- Ale uprawia pani konkurencję, gdzie jeden błąd przekreśla szanse…

- Skoro zakres błędu jest mały, trzeba zachować zimną krew. Ja taką mam, zgodnie z panieńskim nazwiskiem Wilk (śmiech). A technikę ćwiczymy z trenerem Loorzem tak, by w wyścigu wszystko wychodziło automatycznie.

- I do czego ten automatyzm ma doprowadzić w Tokio?

- Chcę poprawić tam rekord życiowy. A wtedy i kibice będę zadowoleni i miejsce wysokie. Wygrywałam już z rywalkami, z którymi we wtorek stałam na podium, Holenderką Kromowidjojo i Dunką Blume. Nie wygrałam tylko z rekordzistką świata, Szwedką Sarą Sjoestroem.

- Mieszkając w Las Vegas wygrała też pani zapewne w kasynie...

- Nie mam duszy hazardzistki. Wolę emocje w basenie. Ale w Las Vegas nie da się uniknąć kasyn. Chadzam tam z mężem na widowiska albo do sali gier, gdy odwiedzają nas znajomi. Nie przegrałam ani nie wygrałam poważniejszej sumy (śmiech).

- A czy przebywając od kilku lat w USA myśli pani jeszcze po polsku czy po angielsku?

- Myślę po polsku. I rozmawiam codziennie z rodziną w kraju. Natomiast od pięciu lat mam męża Amerykanina i dwa obywatelstwa.

Najnowsze