Katarzyna Zillmann przez pewien czas znajdowała się na ustach wszystkich. Nie dość, że była częścią czteroosobowej drużyny, która wywalczyła srebrny medal igrzysk olimpijskich, to dodatkowo pokazała swoim przykładem, że o homoseksualizmie można mówić w sposób bardzo szczery i otwarty. Przez kilka tygodni sportsmenka była obecna w wielu mediach, które interesowały się zarówno jej karierą sportową, jak i życiem prywatnym. Dla zawodniczki było to coś zupełnie nowego.
W rozmowie z portalem "Sportowe Fakty" Zillmann po raz pierwszy opowiedziała o wszystkim z perspektywy czasu. - To było przytłaczające. Zwłaszcza, że spadło na nas nagle. Do naszego wyścigu medalowego świat zaczynał się i kończył na olimpijskiej mecie. A potem z miejsca stałyśmy się osobami publicznymi. Ja uważam, że być osobą publiczną to dużą odpowiedzialność. Znajdując się w tej pozycji. chcesz ją wykorzystać, żeby dawać innym otuchę i dobry przykład. Mówiąc kolokwialnie: Nie chcesz tego spieprzyć - wyznała Zillmann.
ZOBACZ TEŻ: Niebywałe, jak przez lata zmieniał się Tomasz Adamek! Zobacz, jak wygląda dzisiaj
I dodała: - Nie chciałam i nie chcę zakładać maski, być zupełnie inną osobą, niż jestem. Staram się zachować swoją prawdziwą twarz. Pozostać sobą, w tym dobrym znaczeniu. I nie przejmować się za bardzo różnymi rzeczami. Na początku, po medalu, przejmowałam się, bo wtedy był totalny kosmos jeśli chodzi o zainteresowanie. Teraz się uspokoiło, do tego ja się już przyzwyczaiłam do większej popularności i wiem, jak do niej podejść.