"Choć głośno o mnie w Warszawie, pozwólcie, że się przedstawię, Kazik mi na imię dali, w skrócie Kaz. W Ciechocinku mam mieszkanie, tu przyjezdne bawię panie, umilając im sanatoryjny czas" - słowa tej piosenki pan Kazimierz wziął sobie do serca. Wprawdzie Greń nie ma tam mieszkania, a zatrzymał się na trzy dni w hotelu, ale fragment o zabawianiu pasuje idealnie, bo prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej lwią część czasu spędził w towarzystwie pięknej blondynki.
"Super Express" spotkał go w piątek, gdy z uroczą panią bawił na Festiwalu Kultury Romskiej. Choć często rozmawiał przez telefon, to nie szczędził też atencji swojej towarzyszce. A to poprosił do tańca, a to przytulił... Widać, że Ciechocinek służył jego skołatanym nerwom. Bo nie dość, że przez zajście w Dublinie wyhamowała jego kariera w PZPN, to jeszcze, na wniosek Jana Tomaszewskiego, prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. W takiej sytuacji trzy dni w kurorcie musiały być dla niego zbawienne.