Wizyta Króla Futbolu na polskich boiskach

Kibice w Chorzowie zachwycali się Pelém. A kim zachwycał się Pelé na Stadionie Śląskim? Zgadnijcie...

2022-12-30 15:50

Wyjątkowa data, wyjątkowy obiekt, wyjątkowy gość... 25 maja 1960 jedyny raz polska widownia oglądała na żywo późniejszego Króla Futbolu. Pelé przyjechał na Stadion Śląski w barwach swego macierzystego Santosu. Dał z kolegami surową lekcję Biało-Czerwonym, występującym wówczas pod szyldem Kadry PZPN, i... pojechał dalej. Eugeniuszowi Lerchowi, jednemu z czterech żyjących jeszcze (spośród czternastu) polskich uczestników tamtej konfrontacji, został pod powiekami symboliczny obrazek.

Bilety na chorzowski mecz rozchodziły się jak świeże bułeczki – równie dobrze, jak na rozegrane 2,5 roku wcześniej legendarne spotkanie ze Związkiem Radzieckim, wygrane przez Biało-Czerwonych 2:1. Traf chciał, że kilka dni przed wizytą „czekoladowych magów” - jak w górnośląskich gazetach nazywano wówczas Brazylijczyków – reprezentacja prowadzona przez Jeana Prouffa dostała w Moskwie srogie lanie od Wielkiego Brata, ulegając mu aż 1:7. Francuski selekcjoner, mając w perspektywie rzymskie igrzyska, do zespołu o nazwie Kadra PZPN powołał więc kilku nowych zawodników. Wśród nich – 21-letniego napastnika o wdzięcznym pseudonimie „Elek”.

- Przygotowania do tego występu poprzedzone zostały trzydniowym zgrupowaniem, w trakcie którego spaliśmy w pokojach mieszczących się w budynku Stadionu Śląskiego, na głównej jego płycie i jednym z boisk bocznych trenowaliśmy, a stołowaliśmy się w nieistniejącej już drewnianej restauracji w pobliżu piłkarskiej areny – słowami Eugeniusza Lercha przypominamy okoliczności, w jakich funkcjonowali reprezentanci, kandydaci do wyjazdu na olimpiadę. Choćby po to, by mieć porównanie z luksusami, jakich doświadczają dzisiejsi kadrowicze...

Santos zjechał do Europy, by... zarobić kasę. Rozegrał na Starym Kontynencie 18 meczów, każda gra zapełniała trybuny tak, że szpilki nie można było wetknąć. Nie inaczej było w Chorzowie. Telewizor nie był jeszcze wówczas dobrem powszechnym, ale i tak sława nastoletniego jeszcze (20. urodziny miał obchodzić dopiero w październiku) Pelégo wyprzedzała jego przyjazd o całe tygodnie. Poza nim Santos przywiózł jeszcze trzech innych mistrzów świata ze szwedzkiego mundialu'58: Pepe, Zito, Mauro. Wszyscy czekali jednak tylko na tego jednego zawodnika...

Kibice w Chorzowie zachwycali się Pelém

I Pelé nie zawiódł. Zdobył dwa gole, a jego ekipa wygrała 5:2. Tylko 5:2 – trzeba zaznaczyć, skoro przy okazji wspomnianego tournée potrafiła wygrać 6:0 z Anderlechtem i 9:1 (!) z TSV Monachium. - Przegraliśmy 2:5, rywale z dziecinną łatwością urywali się swym polskim aniołom stróżom i raz za razem egzaminowali Edwarda Szymkowiaka w naszej bramce. Dopiero w ostatnich minutach, już przy stanie 0:5, udało się nam zmniejszyć rozmiary przegranej – wspomina Eugeniusz Lerch, jeden z... dziewięciu Ślązaków we wspomnianej czternastoosobowej grupie uczestników meczu w koszulkach Kadry PZPN. Ten region był wówczas potęgą w naszej piłce.

A Pelé  zachwycał się Edwardem Szymkowiakiem

Kibice zachwycali się Pelém, a Pelé zachwycał się... wspomnianym Edwardem Szymkowiakiem. - Do dziś widzę obrazek, w którym ten czekoladowy młokos po jednej ze skutecznych interwencji bramkarza podchodzi do „Szymka” i uznaniem głaszcze go po głowie... - wzdycha Eugeniusz Lerch. Genialny golkiper bytomskiej Polonii całkowicie zatrzymać Króla Futbolu nie mógł. Ale któż w ogóle śmiałby o tym marzyć? Eugeniusz Lerch raz jeszcze: - Pelé jedną z bramek zdobył mimo tego, że przez kilka metrów przed oddaniem strzału biegł z... Henrykiem Grzybowskim, uwieszonym u jego szyi...

Prawda to? A może – po 62 latach – już tylko wyobraźnia? Nie ma to większego znaczenia. Faktem jest, że nie byłoby takich legend i takich opowieści, gdyby nie boiskowy geniusz zmarłego w czwartek trzykrotnego mistrza świata...

Sonda
Czy Pele jest najlepszym piłkarzem w historii?
Kadra PZPN - Santos

i

Autor: archiwum Eugeniusza Lercha Eugeniusz Lerch (nr 9) w meczu Kadra PZPN - Santos
Najnowsze