Swoje opinie przedstawili wczoraj także trzej lekarze (w tym Trypolski) i dwaj serwismeni kadry.
- Najciekawsza jest opinia samych zawodników o doktorze Trypolskim. Powiedzieli, że w tej sytuacji raczej okazaliby zaufanie jemu niż Kornelii - powiedział przewodniczący komisji, prof. Zbigniew Waśkiewicz.
Wciąż więc nie ma winnego, który finansował i aplikował doping biegaczce. Trypolski przed komisją po raz kolejny zaprzeczył, by wstrzykiwał Marek jakiekolwiek niedozwolone środki.
Przeczytaj koniecznie: Kornelia nabrała wody w usta
- Ale nie powiem, jakie środki jej podawałem, bo to prywatna sprawa Kornelii Marek. W całej sytuacji czuję się niewinny - podkreślił Ukrainiec i zasugerował, że gdyby Marek chciała, mogłaby sama wprowadzić do organizmu nielegalne substancje. - EPO można stosować nie tylko dożylnie, ale i podskórnie, także samemu. Nie wiem jednak, czy Kornelia to zrobiła - mówił.
Sprawa coraz bardziej mętna
Profesor Waśkiewicz przyznaje, że coraz bardziej wątpi w wyjaśnienie kulisów afery. - Kilka razy dochodziliśmy do punktu, w którym można było wierzyć, że uda się osiągnąć wyjaśnienie, ale musieliśmy się wycofać. Byliśmy nieco bezsilni - nie kryje. - No bo skoro zawodniczka twierdzi, że nikt inny nie miał do niej dostępu, a doktor Trypolski powtarza, że nie podawał jej zabronionych substancji, to nie mamy środków prawnych, by dowieść, kto mija się z prawdą.
Sprawdź też: Kornelia Marek jeszcze w Vancouver brała EPO w żyłę
Do środy komisja ma złożyć raport władzom Polskiego Związku Narciarskiego. Ma prawo nawet nałożyć kary. Nie wiadomo jednak, czy z niego skorzysta. Witalij Trypolski, z którym władze PZN nie przedłużyły wygasającej w czerwcu umowy, stwierdził spokojnie:
- Nie mam żalu, że znalazłem się w gronie podejrzanych i nie zgłaszam pretensji do związku, że rozwiązał ze mną umowę. Na miejscu prezesa Apoloniusza Tajnera pewnie każdy zachowałby się tak samo.